Mamy nowy rok, ale stare sprawy nie przeminęły. Wojna na Ukrainie trwa, a wraz z nią irytująca moda na okładanie się „argumentem”, że mówiąc to lub tamto, wspiera się Putina. Do różnych chwytów retorycznych w publicznej debacie doszło zatem reductio ad Putinum. Oczywiście, warto przypominać, kto przestrzegał przed Putinem, a kto się z tego śmiał, przekonując, że z Rosją można i trzeba robić normalne interesy. Jednak w przypadku redukcji ad Putinum często mamy rażącą przesadę i chęć szybkiego pokonania oponenta poprzez nieuczciwe wepchnięcie go w ramiona moskiewskiego zbrodniarza.
Wybitnym przedstawicielem obłudnego „okładania się Putinem” jest Donald Tusk, który – wbrew oczywistym faktom – opowiada, że PiS z Kaczyńskim na czele perfekcyjnie realizuje plan Putina. Ale i z innych stron politycznej sceny nie brakuje nadużywania argumentu, że ktoś „służy Putinowi”. Konfederację można krytykować za prezentowane poglądy na temat wojny na Ukrainie, ale wydaje mi się, że czasem jej działacze zwracają uwagę na rzeczywiste problemy naszej polityki wschodniej i nie ma powodu, by za każdym razem wyzywać ich od „ruskich onuc”. Kult Bandery, który wiąże się z antypolonizmem, nie jest wymyśloną kwestią. A fakt, że ktoś taki jak Andrij Melnyk został wiceministrem spraw zagranicznych Ukrainy, boleśnie szokuje. I jeśli jakiś polityk o tym wyraźnie mówi, to nie znaczy, że jest agentem Putina.
Zdarzyło mi się, że kiedy na Facebooku lub Twitterze zamieściłem jakieś krytyczne opinie na temat zachodnich ideologii czy też postawy parlamentarzystów i urzędników UE, to od razu znaleźli się tacy, którzy mnie zaatakowali, że wspieram Putina. No bo jak nie podoba mi się Unia, to z pewnością podoba mi się Moskwa. Rozumowanie bez sensu. Tym bardziej że to właśnie UE z Niemcami na czele przez całe lata wzmacniała Putinowską Rosję i wyśmiewała tych, którzy przed Rosją przestrzegali. To, że polityka Putina jest diabelska, nie oznacza, że na Zachodzie nie ma diabłów. Są i bardzo intensywnie działają! Dlatego mamy w tzw. wolnym świecie coraz więcej ideologicznego obłędu, który przenika politykę, sądownictwo, media i edukację.
„Czy posłuchacie Putina, czy Kaczyńskiego, czy Orbána, zawsze znajdziecie teksty przeciwko mniejszościom, obsesje przeciwko LGBT+, te figury retoryczne, które mówią: «Zachód jest złem i zagrożeniem, bo deprawuje ludzi». […] to jest jeden do jednego przekaz, który został zbudowany i przygotowany na Kremlu wiele lat temu” – to słowa Donalda Tuska. Słowa bałamutne. Bo oczywiście jest prawdą, że Rosja cynicznie manipuluje, by usprawiedliwić swe zbrodnie, ale z tego nie wynika, że na Zachodzie nie mamy walca neomarksistowskich ideologii. Jan Paweł II, który pisał o współczesnej „ideologii zła”, w pewnym sensie głębszej i lepiej ukrytej niż komunizm i nazizm, która usiłuje „wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie”, z całą pewnością nie był pod wpływem Putina. Benedykt XVI, który pokazywał zagrożenie, jakim jest wykuwana na Zachodzie „nowa religia”, która „zgłasza pretensje do powszechnej obowiązywalności”, też nie był pod wpływem propagandystów Kremla. Pomaganie Ukrainie, by pogoniła wojska Putina, nie oznacza, że mamy być naiwni i ślepi wobec tego, co mówią i co robią budowniczowie „nowego świata” z Brukseli i Berlina.
Diabeł używa różnych metod. Popycha ludzi ku okrutnym, absurdalnym wojnom, ale potrafi też z uśmiechem proponować człowiekowi nowe, rzekomo świetlane perspektywy. Z jednej strony działa przez herodów mordujących dzieci, a z drugiej podstępnie roztacza – jak wąż w raju – miraże lepszego życia. Kościół ma obowiązek wskazywać na różne postacie zła. Nie po to, by jakichś ludzi definitywnie potępiać, ale – na odwrót – by wszystkich otwierać na Boże miłosierdzie. Zauważmy, że Kościół uroczyście beatyfikuje i kanonizuje, ale o nikim, nawet o takich zbrodniarzach, jak Hitler i Stalin, nie powiedział, że są na pewno w piekle. Piętnujmy, zwalczajmy na różne sposoby zło, jakie rozpętał Putin. Pokazujmy też realne zagrożenia, jakie płyną ze strony często anonimowych sił na Zachodzie. Ale w tym wszystkim pamiętajmy o słowach Jezusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 17).
ks. Dariusz Kowalczyk SJ