Chodzi bowiem o człowieka, który jest wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej – najsilniejszej partii w aktualnie rządzącej koalicji. I kogoś, kto pozostaje w pierwszej trójce kandydatów tej formacji w przyszłorocznych wyborach na urząd prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Siłą rzeczy jego poczynania wpisują się w rozpoczynającą się kampanię przed ewentualnymi prawyborami prezydenckimi w PO.
Platforma nie odcina się bynajmniej od kontrowersyjnego zarządzenia prezydenta Trzaskowskiego z 8 maja „w sprawie wprowadzenia standardów równego traktowania w Urzędzie m.st. Warszawy”. Najwidoczniej w treści tego dyskryminacyjnego wobec ludzi wierzących zarządzenia nie ma nic, co byłoby niezgodne z linią PO. Nawet jeśli wprost się o tym nie mówi. Zasadą w polityce jest wprowadzanie najpilniejszych dla partii, a zarazem najmniej społecznie popularnych rozwiązań na początku kadencji. Wówczas społeczeństwo łatwiej przełknie gorzką pigułkę, a do kolejnych wyborów negatywne nastroje opadną.
Eliminacja symboli religijnych z przestrzeni publicznej musi być dla Trzaskowskiego bardzo pilna, skoro dyskryminacyjne zarządzenie w tej sprawie podpisał nazajutrz (!) po swoim zaprzysiężeniu na drugą kadencję prezydenta Warszawy. Na gorączkę towarzyszącą ogłaszaniu tego zarządzenia i dołączonych do niego „Standardów” wskazuje chaotyczność i nieprecyzyjność obu dokumentów oraz ich niezgodność nie tylko z polską konstytucją, ale także z europejską wykładnią prawa.
Konstytucja RP zapewnia bowiem równość obywateli wobec prawa i gwarantuje im swobodę wyznawania oraz wyrażania swojej religii. A co najważniejsze, już w preambule uznaje wiarę w Boga, będącego „źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna”, za jeden z fundamentów, na których zbudowany jest nasz świat wartości, tożsamość narodowa i system prawny. Tymczasem zarządzenie Trzaskowskiego jest wycelowane faktycznie w chrześcijaństwo, bo z reguły to chrześcijańskie symbole religijne znajdują się w wielu podległych mu urzędach.
Prezydent Trzaskowski zakazuje eksponowania symboli religijnych na ścianach i biurkach w podległych mu urzędach oraz podczas uroczystości organizowanych przez urząd miasta. Rzekomo w imię komfortu „osób zamieszkujących w Warszawie”. Nie zabrania jednak eksponowania symboli związanych z określoną ideologią, organizacją społeczną czy partią. Umieszczania pioruna czy „ośmiu gwiazdek” jako symbolu strajku kobiet albo sześciobarwnej flagi LGBT Trzaskowski też nie zabrania… Wyraźnie nie chodzi o deklarowaną bezstronność, tylko o dyskryminowanie ludzi wierzących w Boga.
Zarządzenie Trzaskowskiego jest sprzeczne z wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 18 marca 2011 r. w sprawie Lautsi przeciwko Włochom. Mieszkająca w Włoszech Finka domagała się przed krajowymi i europejskimi sądami usunięcia krzyży ze ścian w szkole, do której uczęszczały jej dzieci. W ostatniej rozprawie przed Trybunałem w Strasburgu prawa do obecności krzyża bronił prof. Josepf Weiler – ortodoksyjny Żyd. Przekonywał, że w Europie krzyż jest tak mocno wpisany w jej system wartości, że ściana, z której zdejmie się krzyż, nie będzie przestrzenią neutralną, tylko ścianą, z której zdjęto krzyż! W chrześcijańskim kraju zdjęcie krzyża jest zawsze aktem wrogości nie tylko wobec chrześcijaństwa, ale także wobec kultury i tożsamości narodu. Trybunał w Strasburgu przychylił się do tej argumentacji, stwierdzając, że w państwie takim jak Włochy obecność krzyża w przestrzeni publicznej nie godzi w prawa człowieka.
Nie wierzę, że taki Europejczyk jak Rafał Trzaskowski nie zna sentencji tego wyroku. Z błogosławieństwem swojej partii i innych mocodawców realizuje swoją antychrześcijańską agendę. I będzie to robił, dopóki Warszawianie i Polacy mu na to pozwolą.
ks. Henryk Zieliński IDZIEMY