Katedra Notre Dame w Paryżu, którą w 2019 r. zdewastował pożar, została odbudowana. Wiele głów państw przybyło na uroczystość ponownego jej otwarcia. Czy to znak powrotu zlaicyzowanej Europy do chrześcijańskiego dziedzictwa? Profesor Chantal Delsol, historyk i filozof idei, uważa, że dla większości Francuzów odbudowa katedry to „przede wszystkim kwestia narodowa i dumy z bycia Francuzem” i że „nie ma dla nich nic wspólnego z tożsamością europejską czy korzeniami chrześcijańskimi”. Natomiast prof. Antoine Arjakovsky, francuski historyk i filozof rosyjskiego pochodzenia, stwierdza, że Notre Dame mogłaby być okazją, by „przejść od laickości rozumianej jako wzajemne ignorowanie się do laickości rozumianej jako wzajemne uznawanie się”. Ale – niestety – „francuskie władze nie są gotowe dzisiaj na taką otwartą laickość”. Więcej optymizmu wydaje się mieć Nathaniel Garstecka, mieszkający w Warszawie Francuz o polsko-żydowskich korzeniach. Jego zdaniem ponowne otwarcie katedry to ważny „symbol nadziei” w tych „ponurych czasach”.
Notre Dame to jedna z najbardziej znanych katedr w Europie. Przy czym używamy tutaj terminu „katedra” w sensie szerokim, jako określenie najważniejszego lub najstarszego kościoła w jakiejś miejscowości. Nie jest przesadą stwierdzenie, że katedry od wieków kształtują europejski krajobraz. Bez nich Europa nie byłaby Europą. Oczywiście nie mają już takiego znaczenia jak w średniowieczu, ale i dziś są punktem odniesienia dla milionów turystów i pielgrzymów rocznie. Trudno wyobrazić sobie Rzym bez bazyliki św. Piotra, Kolonię bez Kölner Dom, Anglię bez katedry w Durham, Barcelonę bez Sagrada Familia, choć jej budowę rozpoczęto dopiero pod koniec XIX w., czy też Paryż bez właśnie Notre Dame. W Polsce także mamy wiele pięknych katedr, z których do najważniejszych należy wawelska. Katedry są od wieków miejscem zadumy, modlitwy, estetyczno-egzystencjalnych wzruszeń. Tym bardziej żal, kiedy widzimy współczesne budowle, jak np. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Co gorsza, także niektóre współczesne kościoły straszą i jednocześnie śmieszą swym wyglądem. Nasuwa się pytanie: co pozostanie po naszym pokoleniu za sto lat? Kładka pieszo-rowerowa, z której tak dumni są niektórzy warszawiacy?
Pięknie o katedrach pisał Zbigniew Herbert. W eseju „Kamień z katedry” zajął się nie tyle „metafizycznymi” uniesieniami budowniczych majestatycznych kościołów, ile sprawami bardziej przyziemnymi, ale niezwykle interesującymi, jak finansowanie budów czy transport materiałów budowlanych. „Miliony, miliony ton kamienia – pisze ze znawstwem Herbert. – W ciągu trzech stuleci od XI do XIV wieku wydobyto we Francji więcej tego materiału niż w starożytnym Egipcie, kraju gigantycznych budowli. Osiemdziesiąt katedr i pięćset wielkich kościołów […]”. Odnosi się do mało znanych dokumentów, jak np. rejestr ofiarodawców na rzecz katedry mediolańskiej. Obejmował on „wszystkie zawody i warstwy społeczne, nie wyłączając kurtyzan”. Pisząc o różnych środkach transportu, Herbert zauważa: „Niepodobna pominąć niespotykanego chyba nigdzie poza średniowieczem oryginalnego środka transportu, jakim były ramiona i plecy dobrowolnie zgłaszających się wiernych”. Po czym dodaje: „Gotyckie katedry są więc dosłownie dziełem rąk”.
Katedry nie były kaprysem najbogatszych. Wyrażały najgłębsze pragnienia ludzi wszystkich klas. Człowiek średniowiecza nie był mniej grzeszny od ludzi współczesnych, ale na pewno miał większe wyczucie tajemnicy istnienia, którą jest nieskończony, wieczny Bóg. Iglice, okna i rozety wskazywały na transcendentny sens życia człowieka. Tym bardziej smutny jest dziś widok turystów w krótkich spodenkach i w klapkach, którzy chodzą po katedrach z dość pustawym wyrazem twarzy. Jeśli Europa ma przetrwać, to musi to być Europa katedr.