Gdy umiera ten, kto czynił zło…

paź 23, 2022

Zmarł Jerzy Urban. Jeden z duchownych skomentował to tak: „Na serio i bez ironii. Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi, jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki”. Taki wpis to przykład czegoś, co nazwałbym chłystkowatym pseudochrześcijaństwem i karykaturą miłosierdzia. Niektórzy stwierdzą, że o zmarłym powinno się mówić dobrze albo wcale. To powiedzenie uważam za słuszne, ale jedynie w odniesieniu do pogrzebu. Bo niewątpliwie pogrzebowe ceremonie nie są stosownym czasem, by rozwodzić się krytycznie o zmarłym. Ale już poza pogrzebem można o postawie i czynach zmarłego mówić. A jeśli zmarły był postacią publiczną, mającą wpływ na życie społeczno-polityczne, to nawet trzeba. W przeciwnym razie ryzykowalibyśmy, że wrzucimy do jednego worka bohaterów i nikczemników.

Jan Hartman, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, napisał o Urbanie tak: „Odszedł zasłużony dziennikarz, przemiły człowiek. Zawsze płynący pod prąd. W swoim długim życiu zdarzało mu się pobłądzić, ale (…) swoją pełną pasji działalnością antykościelną naprawił z nawiązką szkody, jakie wyrządził życiu publicznemu epoki stanu wojennego”. No cóż! Po Hartmanie tego rodzaju wynurzeń można się było spodziewać, ale skoro taka opinia pojawiała się w przestrzeni publicznej, to tym bardziej trzeba przypominać, jak to było. Tak, jak zrobiła to „Kataryna”, która napisała, że Urban był „w stanie wojennym skończoną szmatą. Przez wszystkie kolejne lata nie udało mu się zrobić Kościołowi większego świństwa niż wtedy, gdy szczuł na ks. Popiełuszkę, a po brutalnym pobiciu i przypalaniu papierosami ks. Isakowicza-Zaleskiego przez SB insynuował, że ksiądz po pijaku przewrócił się na świecznik. Inteligencja Urbana przywoływana jako okoliczność łagodząca tylko go obciąża – dyrygent nagonek musiał rozumieć i akceptować, że przygotowuje grunt pod zbrodnie, a potem kryje ich sprawców”. Trzeba o tym mówić m.in. dlatego, że część młodego pokolenia, które nic nie wie o latach 80., gotowa jest przyjąć tyleż absurdalną, co nikczemną narrację Hartmana.

Problem jest jednak dużo głębszy. Z religijno-teologicznego punktu widzenia nasuwa się pytanie, co powiedzieć, gdy umarł ktoś, kto wyrządził wiele zła i nic nie wiadomo, by przed śmiercią okazał jakąkolwiek skruchę. Kościół katolicki beatyfikuje i kanonizuje, ale nigdy nie twierdzi się, że ktoś poszedł na pewno do piekła. Nie dlatego, żeby nie głosił, iż wieczne potępienie, czyli definitywny wybór życia z dala od Boga, jest możliwe. Chodzi o to, że Bóg walczy o każdego człowieka do końca i nikt poza Bogiem nie wie, co znajduje się w najgłębszych zakątkach ludzkiego serca i co wydarzyło się w momencie odchodzenia człowieka z tego świata. Kościół modli się za wszystkich zmarłych, nie tylko za tych, którzy umarli opatrzeni sakramentami. Wystarczy przypomnieć modlitwę: „O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Zapewne niejeden wierny ogarnął tą modlitwą także Jerzego Urbana. Zakorzeniona jest ona w słowach samego Jezusa konającego na krzyżu: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34).

Kościół wie jednak, że nic nie dzieje się tutaj automatycznie i że człowiek może w swej zatwardziałości odrzucić nieodwołalnie Boże miłosierdzie. Gdyby sprawa nie była poważna, to Jezus nie musiałby umierać na krzyżu, tylko by ogłosił, że po śmierci to wszystko będzie fajnie i każdy z każdym poklepie się od razu po plecach. W encyklice „Spe salvi” Benedykt XVI pisze: „Łaska nie przekreśla sprawiedliwości. Nie jest gąbką, która wymazuje wszystko, tak że w końcu to, co robiło się na ziemi, miałoby w efekcie zawsze tę samą wartość”. „Na uczcie wiekuistej złoczyńcy nie zasiądą – podkreśla Ratzinger – przy stole obok ofiar, tak jakby nie było między nim żadnej różnicy”. Rozprawianie, że teraz Urban z Popiełuszką sobie gawędzą, to – delikatnie mówiąc – duża niestosowność. Lepiej wzywać do poważnej modlitwy za tych, którzy zmarli pogrążeni w złu, które czynili, i przypominać piękną katolicką prawdę o czyśćcu, czyli o tym, że wystarczy szczelina otwarcia się na miłosierdzie, aby Bóg sam oczyścił grzesznika i przygotował go do „pogawędek” w niebie.

Idziemy nr 42 (885), 16 października 2022 r.

Dariusz Kowalczyk SJ