Gdzie słonie walczą, tam trawa się gniecie. To afrykańskie przysłowie trafnie oddaje perspektywę, wobec której stanęła dzisiaj Polska.
Rywalizacja wielkich mocarstw wchodzi w niebezpieczną fazę. Kończy się epoka bezwzględnej hegemonii Stanów Zjednoczonych. Dla nas nie jest to bynajmniej powód do radości, bo właśnie z Ameryką bezalternatywnie związaliśmy swoje bezpieczeństwo. Obiektywnie patrząc, innego wyjścia nie było. Bo na kogo mielibyśmy liczyć w sytuacji zagrożenia ze strony rosyjskiego imperium? Nadzieje na pomoc ze strony Francji czy Niemiec pryskają jak bańka mydlana wobec postawy tych państw w obliczu realnej groźby rosyjskiego najazdu na Ukrainę.
Na Brytyjczyków też nie liczmy za bardzo, nie tylko dlatego, że są daleko. Trzeba pamiętać, że „Wielka Brytania nie ma wiecznych sojuszników ani wiecznych wrogów; wieczne są tylko interesy Wielkiej Brytanii i obowiązek ich ochrony”. Ta dewiza Henry’ego Temple’a jest wciąż przez Anglików powtarzana. Dlatego nie upajajmy się sojuszem Londyn – Warszawa – Kijów. Wyciągajmy wnioski z naszej historii.
Obecność Amerykanów od siedemdziesięciu siedmiu lat stabilizuje nasz kontynent. Dzięki temu Armia Czerwona nie stanęła jeszcze nad kanałem La Manche i możemy się cieszyć długimi, jak na Europę, czasami pokoju. Prócz tego wojska amerykańskie w Niemczech opóźniają odrodzenie się niemiecko-rosyjskiego tandemu, który niczego dobrego światu nie wróży.
Ameryka jednak słabnie. Rozkłada ją dobrobyt, źle pojęta wolność, rewolucja kulturowa, lewicowa ideologia i upadek republikańskich wartości. Przed takim scenariuszem ostrzegał Amerykanów Aleksander Sołżenicyn na Uniwersytecie Harvarda w czerwcu 1978 r. Do tego doszła globalizacja, która najpierw przynosiła Ameryce gigantyczne zyski, ale ostatecznie doprowadziła do wzrostu potęgi Chin. Jak pisał na tych łamach prof. Kazimierz Dadak, biorąc pod uwagę realną wartość produktu krajowego brutto, Chiny wyprzedziły już USA i są pierwszą gospodarką świata. Pandemia COVID-19 i związane z nią zakłócenie łańcucha dostaw wszystkim uzmysłowiły, jak bardzo świat nie potrafi sobie dzisiaj poradzić bez Chin. Te zaś, świadome swojej siły, żądają poszanowania ich interesów.
Ostrzeżeniem dla Ameryki, a przez to i dla nas, były niedawne wspólne manewry marynarki wojennej Chin, Rosji i Iranu. Wskazują one na możliwość sprawienia Ameryce zsynchronizowanych kłopotów na kilku frontach. Co zrobiłaby Ameryka, gdyby równocześnie Rosjanie zajęli Ukrainę lub tzw. przesmyk suwalski, Chińczycy uderzyli na Tajwan, Korea Północna na swojego południowego sąsiada, a… Iran zaatakował Izrael?
Deklaracja prezydentów Władimira Putina i Xi Jinpinga, w której wspólnie przeciwstawiają się „zimnowojennej polityce NATO”, Rosja uznaje Tajwan za część Chin, Chiny zaś wspierają rosyjskie żądania „gwarancji bezpieczeństwa”, też nic dobrego dla nas nie wróży. Rosja wykorzystuje moment coraz ostrzejszej amerykańsko-chińskiej rywalizacji, aby wrócić do gry jako trzecie, przesądzające mocarstwo. Cena, jakiej żąda za stanięcie u boku USA, i stawka w licytacji są bardzo wysokie. Dlatego Polska ma powody, aby obawiać się nowej Jałty.
W tym świetle trzeba spojrzeć na spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem Chin przy okazji igrzysk olimpijskich w Pekinie. Bo to, że jesteśmy w sojuszu z Ameryką, nie znaczy, że na jej życzenie mamy sobie głupio robić wrogów na całym świecie. A tak właśnie robiliśmy wobec Chin, uderzając w ich inwestycje, i wobec Iranu, goszcząc u siebie antyirańską konferencję. Liczyliśmy za to na wdzięczność Izraela? No to ją mamy… W końcu zaczynamy uprawiać własną dyplomację i dbać o nasz interes. Chińczycy przyjęli prezydenta Dudę z honorami. Iran przyjął „na zgodę” milion zbędnych nam szczepionek przeciwko COVID. Ugoda z Czechami, reaktywacja Trójkąta Weimarskiego, próba ugody z Brukselą – to też cenne inicjatywy.
Polska musi pilnie powiększać grono przyjaciół i minimalizować krąg wrogów. Konieczny jest przy tym solidarny wysiłek wszystkich Polaków, lobbowanie za Polską na każdym forum, bo w dłuższej perspektywie chodzi o naszą niepodległość. Niezależnie od barw partyjnych każdy powinien użyć swoich możliwości i kontaktów. Z kim innym może rozmawiać Andrzej Duda, z kim innym Aleksander Kwaśniewski, a jeszcze z kim innym Donald Tusk – jeśli tylko kochają Polskę! A jeszcze co innego mogą zrobić dla Polski ludzie Kościoła. I to też jest ważne.