Teologia wyzwolenia spowodowała zapaść katolicyzmu w Brazylii – twierdzi o. Clodovis Boff, należący do zgromadzenia Sług Maryi, brat bardziej znanego Leonardo Boffa, który porzucił habit franciszkański i kapłaństwo. Obydwaj teolodzy byli zwolennikami teologii wyzwolenia, ale ich drogi rozeszły się kilkanaście lat temu, kiedy to Clodovis opublikował artykuł „Teologia wyzwolenia i powrót do podstaw”. W tekście tym pokazał, że fundamentalnym błędem teologii wyzwolenia było zastąpienie tego, co podstawowe dla chrześcijaństwa, czyli orędzia o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, kwestiami społeczno-politycznymi, ujmowanymi w duchu marksistowskim. Teraz ukazała się najnowsza książka o. Clodovisa, którą napisał we współpracy z ks. Leandro Raserą. Nosi ona tytuł „Kryzys Kościoła katolickiego a teologia wyzwolenia”. Autorzy wzywają Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej do powrotu do tego, co najważniejsze, czyli do Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela. To Chrystus ma stać w centrum misji Kościoła, a nie zideologizowana walka z ubóstwem lub zmiany klimatyczne.
Ponad pół wieku szerzenia teologii wyzwolenia żadnej spodziewanej odnowy Kościoła nie przyniosło. Wręcz przeciwnie! W Brazylii liczba katolików drastycznie maleje, a uczestnictwo w Mszy niedzielnej już dawno spadło poniżej 10 proc. Fanatycy teologii wyzwolenia będą oczywiście twierdzić, że kryzys bierze się stąd, iż nie wprowadzono jej w życie w wystarczającym stopniu. To dość typowe myślenie dla wszelakiej maści marksistów-rewolucjonistów. Rewolucja nie przyniosła spodziewanych efektów? To znak, że trzeba jeszcze więcej rewolucji itd. Zero krytycznej refleksji nad wyznawaną ideologią. W przypadku teologii wyzwolenia jedyną reakcją na ewidentne niepowodzenia jest jeszcze więcej instrumentalizującej wiarę retoryki pt. „z ubogimi, dla ubogich i przez ubogich”. Do tego dochodzi nieustanne szukanie wroga.
W roku 2018 odbyło się na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie sympozjum z okazji 50-lecia Konferencji w Medellin (Kolumbia). Prelegenci podkreślali epokowe znaczenie tego spotkania, podczas którego biskupi latynoamerykańscy przyjęli opcję na rzecz ubogich jako centralny punkt misji Kościoła. Taka opcja jest jak najbardziej ewangeliczna, o ile nie zostaje zideologizowana, co w przypadku pewnych nurtów teologii wyzwolenia – niestety – ma miejsce. Podczas dyskusji ktoś zapytał prelegentkę z Brazylii, dlaczego owoce owej wizji nakreślonej pół wieku temu wydają się dziś bardzo skromne, a kontynent Ameryki Południowej wciąż rozdzierają liczne konflikty. Pani profesor rozczarowała mnie, gdyż w odpowiedzi stwierdziła, że to skutki kolonializmu oraz imperialistycznej polityki Stanów Zjednoczonych. Zabrakło mi krytycznego spojrzenia na samych siebie, w tym na współczesne latynoamerykańskie elity, także kościelne, które nazbyt często ulegają lewicowo-populistycznym ideologiom.
Katolicy w Ameryce Łacińskiej zauważyli bezowocność marksizującej wersji katolicyzmu, która żadnych problemów społecznych nie rozwiązuje, za to gubi duchowy, transcendentny wymiar wiary w Boga. Z tego powodu wielu odwróciło się od Kościoła katolickiego i zwróciło w kierunku różnych grup protestanckich lub sekt ezoteryczno-pogańskich. Sami ubodzy okazali się niezbyt zainteresowani zideologizowaną teologią wyzwolenia. Nie czuli, że duchowni z Che Guevarą na piersiach mogą ich z czegokolwiek wyzwolić. Clodovis Boff przestrzega przed „duszpasterstwem wyzwolenia”, które redukuje się do jakiegoś skrzydła „ruchu ludowego” i upodabnia do organizacji pozarządowych, a zapomina
o Bogu objawionym nam w Jezusie Chrystusie.
Dziś na Zachodzie mamy nową odmianę teologii wyzwolenia, neomarksistowską. Bo zmieniła się klasa uciśnionych. Nie są to już chłopi i robotnicy, ale kobiety i tzw. mniejszości seksualne. Postępowi teolodzy walczą z dyskryminacją kobiet, która miałaby polegać na braku dostępu do sakramentu święceń, oraz z rzekomym wykluczaniem osób homoseksualnych, których związki nie są przez Kościół – z wyjątkiem Niemiec i Austrii – błogosławione. Obawiam się, że ta nowa fala „wyzwolicieli” narobi jeszcze więcej szkód, niż zrobiła to klasyczna, marksistowska teologia wyzwolenia. Czy przyjdzie jakieś opamiętanie? Przykład o. Clodovisa Boffa pokazuje, że nie jest to niemożliwe. Aczkolwiek szkoda, że tego rodzaju teolodzy nie widzą zła wcześniej, jak dopiero po szkodzie. Ale lepsze to, niż tkwić w zaślepieniu do końca.
Idziemy nr 37/2023 ks. Dariusz Kowalczyk