Nie taka kolęda straszna.

sty 20, 2024

Początek nowego roku jak zwykle poświęcony jest w mediach tematowi wizyty duszpasterskiej zwanej kolędą, a raczej osławionym kopertom. Wprawdzie w bieżącym roku temat ten ustąpił miejsca innym aktualnym wydarzeniom polityczno-społecznym, których zapowiedzi, i nie tylko, funduje nam raz po raz nowy rząd, mimo to jednak kolęda nadal jest wiodącym zagadnieniem na portalach internetowych. Podczas gdy media katolickie próbują przybliżyć duchowe znaczenie odwiedzin duszpasterskich, media świeckie skupiają się na jednym ich momencie, zresztą zupełnie drugorzędnym, jakim jest ofiara. Rok w rok możemy przeczytać, ile to księża – nie parafia – zarobią na kopertach. Iluż to duszpasterzy daremnie próbowało tłumaczyć w internecie, że nie przychodzą po pieniądze, tylko żeby lepiej poznać swoich parafian i wspólnie się pomodlić, święcąc przy tym mieszkanie czy dom!

Oczywiście, każda wizyta duszpasterska zależy od nastawienia obu stron: od otwartości i wewnętrznego nastawienia mieszkańców na przychodzącego kapłana, ale także od jego czasu i chęci lepszego ich poznania, a nie tylko odhaczenia kolejnego numeru na danej ulicy. Rzekłabym, że księdzu jest trudniej, bo on jest jeden, a dziennie ma do odwiedzenia wiele domostw lub bloków. A robi to przez kilka tygodni, po całym dniu pracy w parafii, w szkole, w szpitalu, na uczelni, w kurii czy gdziekolwiek indziej, gdzie jeszcze posługuje. Można więc przymknąć oko na to, że czasem jest zmęczony. Tym bardziej że on zdecydowanie wyczuwa, czy przyjmujemy go z radością, jako oczekiwanego gościa, z którym mamy okazję porozmawiać na nurtujące nas tematy, czy też podchodzimy do niego z nieufnością i podejrzliwością po tym, co usłyszeliśmy o Kościele i księżach w mediach.

Prawda jest taka, że kolęda zupełnie inaczej wygląda u osób, które łączy z parafią żywa więź, a inaczej u tych, które bywają w kościele od przypadku do przypadku, najczęściej w dniach „z gadżetem” – palmą, święconką, kredą, popiołem… – a całą swoją wiedzę o duszpasterzach czerpią z mainstreamowych mediów. Wówczas rzeczywiście kolęda może stać się mordęgą – dla obu stron. Ale może także stać się szansą. Wiele słyszałam od księży historii o tym, że kiedy weszli do mieszkania niezbyt przychylnej im rodziny, po zimnym i sztywnym powitaniu, a nawet obraźliwych pierwszych słowach, rozpoczynała się rozmowa, która kończyła się zupełnie przyjaźnie. Bo okazywało się, że ksiądz to też człowiek! I to taki, który potrafi zrozumieć drugiego człowieka. Nie oceniać go z góry, ale starać się zrozumieć i pomóc. Bywa, że po kolędzie wierny wraca do Kościoła. Ale niestety bywa i odwrotnie. Bo naprawdę dużo zależy także od nastawienia księdza. Jeden duszpasterz opowiadał mi, że przed każdą kolędą modli się za wszystkich, których ma odwiedzić. Przyzywa Ducha Świętego, by otworzył serca osób, do których przyjdzie, a jego dobrze przygotował do rozmów z nimi.

Wielu pyta, czy w ogóle warto jeszcze podtrzymywać tradycję wizyt duszpasterskich, skoro coraz mniej osób przyjmuje księży po kolędzie. Otóż warto. Zawsze warto. Misjonarze na Syberii czy w Amazonii przemierzają tysiące kilometrów nieraz dla kilku osób. Czym zdobywają serca ludzi na nich obojętnych? Miłością, cierpliwością, wiarą. Cóż więc dopiero przejść się po ulicach osiedla i zapukać do drzwi tych, którzy może zapomnieli o Bogu w wirze codziennych spraw lub są obrażeni na Kościół po kolejnym negatywnym materiale pokazanym w telewizji. Być może to pukanie księdza do ich drzwi poruszy coś w ich sercu. Pan Bóg działa na różne sposoby. A co do kopert, to przecież zawsze można złożyć ofiarę bez wkładania jej do koperty.

Anna Meetschen, Idziemy