Ujawnione pod koniec maja wyniki badań opinii publicznej w Kanadzie na temat granic dopuszczalności eutanazji są ważnym ostrzeżeniem. Pokazują, że raz przesunięte w tej dziedzinie granice wkrótce przestają istnieć.
Zaczęło się całkiem niedawno: w 2016 r., kiedy eutanazja w Kraju Klonowego Liścia po długich sporach została oficjalnie dopuszczona przez prawo federalne w odniesieniu do ludzi nieuleczalnie chorych. Miało być to wyrazem „miłosierdzia”. Ale już pięć lat później wspomniane prawo zostało rozszerzone na wszystkich chorych. Wystarczyło mieć ukończone osiemnaście lat i potwierdzenie zdiagnozowania ciężkiej choroby, której dolegliwości medycyna nie była w stanie złagodzić w stopniu satysfakcjonującym pacjenta. Co ważne, propozycje „godnego” zakończenia życia mogą składać pacjentom sami lekarze. Nierzadko to robią. Podobnie działają wyspecjalizowane domy pogrzebowe, w których można na dowolny dzień zamówić kompleksową usługę: śmierć na życzenie, ewentualną kremację i pochówek.
Jakby tego było mało, od marca bieżącego roku wśród uprawnionych do eutanazji znaleźli się także cierpiący na zaburzenia psychiczne. To, czy pacjent jest świadomy swojej decyzji, oceniają psychiatrzy. Jeszcze o krok dalej poszli autorzy wspomnianego na początku badania. Bo przecież takie sytuacje życiowe, jak bezdomność czy skrajne ubóstwo, też mogą powodować złe samopoczucie, depresję czy załamanie psychiczne. Zapytali więc Kanadyjczyków, czy powinno się udostępnić (zaoferować) wspomagane samobójstwo ludziom… bezdomnym i biednym. Aż 28 proc. sondowanych uznało, że bezdomność jest wystarczającym powodem ku temu. W przypadku ubóstwa odsetek ten był tylko o 1 proc. niższy. Zaznaczam, że w pytaniu chodziło wyraźnie o osoby zdrowe! Ale już 20 proc. Kanadyjczyków popiera „udzielanie medycznej pomocy w umieraniu” każdemu, kto o to poprosi, bez względu na przyczynę.
Przykład ten pokazuje jak w soczewce, w jaki sposób krok po kroku społeczeństwo przechodzi od tak rozumianego „miłosierdzia” dla cierpiących do wygodnego pozbywania się problemu. Zamiast organizować pomoc socjalną dla ubogich i budować ośrodki dla bezdomnych, o wiele łatwiej i taniej jest zaproponować im pomoc w komfortowym pożegnaniu się z życiem. Nie jest to wcale takie trudne. Zwłaszcza kiedy z taką „pomocą” przychodzi lekarz, pielęgniarka albo pracownik socjalny. Łatwo wtedy o złe i nieodwracalne rozporządzenie swoim życiem.
Paradoksalnie, pierwszym krajem w Europie i jednym z pierwszych na świecie, gdzie już w 1999 r. zalegalizowano eutanazję, nie była liberalna Belgia czy Holandia, ale postkomunistyczna Albania! Miał rację George Soros, pisząc dwa lata wcześniej o szczególnej podatności na nowe ideologie tych społeczeństw w Europie, których kręgosłup został najmocniej przetrącony przez komunizm. Belgia i Holandia zalegalizowały eutanazję trzy lata później. W praktyce działają tam już mobilne zespoły eutanazyjne, analogicznie do naszego pogotowia ratunkowego. W obydwu tych krajach eutanazja bywa stosowana nawet wobec nieletnich i noworodków! W samej tylko Holandii prokuratura odnotowuje corocznie prawie 150 przypadków nadużycia tej procedury.
To, co św. Jan Paweł II proroczo nazwał „cywilizacją śmierci”, zatacza coraz szersze kręgi. Od 16 maja tego roku do kilku krajów naszego kontynentu, gdzie ostatecznie zalegalizowano eutanazję, dołączyła katolicka Portugalia. Tamtejszy parlament po zawetowaniu w marcu ustawy w tej sprawie przez prezydenta Marcela Rebelo de Sousę przegłosował ją ponownie w tej samej wersji i zgodnie z portugalskim prawem prezydent musiał ją podpisać. Na początku, zgodnie z przećwiczonym scenariuszem, eutanazja ma być dopuszczalna jedynie w przypadkach szczególnych. Ale to tylko początek. Przykład Kanady i wielu państw europejskich pokazuje, że raz uruchomionego w kraju pochodu wspomaganego samobójstwa nie da się zatrzymać. Nie łudźmy się, problem ten raczej wcześniej niż później dotrze także do Polski.
W Biblii czytamy, że po zerwaniu przez człowieka zakazanego owocu z drzewa poznania dobra i zła Bóg postawił „cherubów i połyskujące ostrze miecza”, aby człowiek nie sięgnął po owoce z drzewa życia (por. Rdz 3, 24). To znaczy, że sięgnięcie po ten podwójnie zakazany owoc byłoby dla ludzkości bardziej zgubne niż grzech pierworodny. Żyjemy jednak w czasach, kiedy człowiek usiłuje przekroczyć i tę granicę. Doświadczenie, choćby z XX w., jak to się kończy, gdy chcemy być panami początku i końca ludzkiego życia, niczego nas nie nauczyło.
ks. Henryk Zieliński