Potrzebni od zaraz.

kwi 29, 2023

Spadek liczby kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego daje się odczuć także w Polsce, która do niedawna uchodziła pod tym względem za „zieloną wyspę”. Coraz częściej zakony zamykają kolejne domy i prowadzone dzieła. Biskupi mówią o konieczności likwidacji parafii. Niektórzy nie tylko mówią. Jedni sięgają po rezerwy, kierując do pracy w duszpasterstwie co mniej przeciążonych kurialistów i wykładowców seminarium – jak to zrobił niedawno bp Marek Solarczyk w Radomiu. Inni z bólem serca podejmują decyzje o łączeniu kilku parafii w jedną. Tak od niedawna jest w diecezji częstochowskiej, łowickiej i w paru innych. – Skąd mam zabrać proboszcza: z parafii, która ma 600-letnią tradycję, czy z tej, w której ludzie wielkim wysiłkiem dopiero co wybudowali kościół i plebanię? – mówił mi niedawno bp Andrzej Dziuba z Łowicza.

Szansy na poprawę sytuacji kadrowej w najbliższym czasie po ludzku nie widać. Kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego z roku na rok ubywa. W zakonach problem jest jeszcze większy, bo do niektórych z nich w minionych latach nie zgłosił się nikt. W diecezjalnych seminariach duchownych w Polsce przez ostatnie 30 lat liczba alumnów zmniejszyła się ponad czterokrotnie! O ile w 1992 r. było ich 5367, o tyle w roku 2022 zaledwie 1319. W roku akademickim 2022/23 aż nad dziewiętnastu diecezjalnymi seminariami duchownymi w Polsce zawisło widmo ich zamknięcia i połączenia z większymi ośrodkami. Nakazuje to wprost instrukcja Stolicy Apostolskiej, ustalając minimum kleryków w danym seminarium na 30 osób. Chodzi przy tym nie tyle o koszty funkcjonowania uczelni, ile o zapewnienie odpowiedniego poziomu kształcenia przyszłych kapłanów oraz o ich dojrzałość wspólnotowo-kościelną, którą trudno osiągnąć, kiedy na roku jest jeden albo dwóch kandydatów. Decyzje w sprawie seminariów są trudne, bo za jednymi – jak choćby za gnieźnieńskim – stoi wielowiekowa tradycja, a inne zostały dopiero co wybudowane wielkim kosztem w nowo powstałych diecezjach. Do tego każdy biskup woli coś otwierać w błyskach fleszy niż cichaczem zamykać.

Kandydaci do kapłaństwa są potrzebni od zaraz! Tylko skąd ich brać? Wobec drastycznych braków pojawiają się czasem pokusy obniżenia wymagań stawianych seminarzystom i księżom. Na Zachodzie wraca pomysł rezygnacji z obowiązkowego celibatu. Autorzy tych pomysłów nie chcą zauważyć, że u protestantów, którzy celibatu nie mają, kandydatów na pastorów też brakuje. Podobnie jest zresztą u grekokatolików w Polsce, choć też nie mają celibatu. W innych przypadkach pojawia się pokusa przyjmowania do seminarium i dopuszczania do święceń każdego, kto się zgłosi. Może stosunkowo najmniejszym problemem byłoby zaniżanie wymagań intelektualnych, choć i to niczego dobrego nie wróży. Ale już rezygnacja z wymagań moralnych, z czystości intencji, zamykanie oczu na niedojrzałość osobowości lub dewiacje seksualne kandydata to gwarancja prawdziwej tragedii.

Brakom kandydatów do kapłaństwa nie da się zaradzić, organizując coraz bardziej profesjonalne akcje powołaniowe z udziałem najwybitniejszych psychologów, coachów i speców od PR. Oczywiście, poprawa wizerunku księdza w społeczeństwie i w mediach ma swoje znaczenie. Nie chodzi jednak o zwabienie kogokolwiek mirażem statusu społecznego, pieniędzy i beztroskiego życia. Bo to wszystko jest mitem. Podjęcie powołania – nie tylko kapłańskiego – wymaga dojrzałości, silnej wiary i mocnego charakteru. Kapłaństwo, podobnie jak małżeństwo, nie jest dla maminsynków, nieudaczników życiowych i tchórzy. Łączy się ono z osobistą ofiarą (nie mylić ze zbieraniem ofiar) i świadectwem o Chrystusie, z byciem znakiem tego, co nadprzyrodzone dla świata. Chodzenie na co dzień w sutannie to najłatwiejsza część tego bycia znakiem. Znak bowiem, jeśli ma być czytelny, musi się odcinać od tła. Nie można płynąć z prądem zwyczajności. A równocześnie w życiu księdza nie ma miejsca na poczucie wyższości. Nie wolno mieć co do tego złudzeń.

W poczuciu narastających braków rozpoczynamy kolejny tydzień modlitw o powołania kapłańskie i zakonne. Bo jeśli Kościół jest z Boga, to i dawcą powołania jest Bóg. Jego mamy prosić o powołania: raczej dobre niż liczne! Jeden święty może bowiem zrobić więcej dobrego niż dziesięciu nijakich. A jeden zły narobi tyle zamętu, że zniszczy gorliwą pracę wielu. Ostatnie doświadczenia Kościoła sprawiają, że mimo braków trzeba na tę „jakość” zwracać szczególną uwagę. Módlmy się o takich księży, jakich chcielibyśmy mieć w swojej parafii. Nawet gdyby nie byli od zaraz.

ks. Henryk Zieliński

Idziemy nr 18/19/2023