Niedaleko Watykanu jest restauracja „Tre Pupazzi”, gdzie serwują kuchnię włoską i portugalską. Ta ostatnia słynie z dorsza przygotowywanego na różne wykwintne sposoby. Bo dorsz to bardzo dobra ryba. I – niestety – dość droga. Ale pamiętam czasy siermiężnego PRL-u, kiedy w sklepie spożywczym na moim osiedlu była jedynie kaszanka i… właśnie dorsz. Krążyło wówczas powiedzonko: Jedzcie dorsze, bo g… jeszcze gorsze. Myślenie było takie, że skoro dorsz jest dostępny i tani, to nie może być dobry. Rzeczy dobrych bowiem brakowało. Z dumą mogę powiedzieć, że nie poddałem się tego rodzaju „logice” stadnej i zarówno kaszanka, jak i dorsz bardzo mi smakowały. Ale wielu, którzy o dorszu i kaszance wypowiadali się pogardliwie, gotowych było zachwycać się pierwszą lepszą puszką z marną szynką, jeśli była z Zachodu.
Mieszkając wiele lat w Rzymie, zacząłem cenić wino. Trochę nauczyłem się je rozróżniać. I nie mam na myśli tego, że kiedyś przeczytałem książeczkę pt. „Jak blefować na temat win”. Niemniej bardzo daleko mi do prawdziwego znawstwa. Bo świat wina, jego produkcji, smaków jest naprawdę skomplikowany. Ale i fascynujący. Nic dziwnego, że wielu ulega pokusie, by udawać, że na winie się znają. Dla takich głównym wyznacznikiem wartości wina jest cena. Nie przeczę, że bardzo dobrego wina raczej nie kupi się w Rzymie za 4 euro, a z kolei wino, za które trzeba zapłacić ok. 20 euro, raczej nas nie rozczaruje. Niemniej nie brakuje „znawców”, którym gdyby przelać zwyczajne wino „od chłopa” do butelki po markowym, drogim trunku, to niczego by nie wyczuli, tylko by cmokali, co za wspaniałe wino. Pewien właściciel sklepu z winami w Rzymie opowiadał, że ma butelki po 200, 300 euro, które najczęściej kupują nie znawcy kolekcjonerzy, lecz bogaci Amerykanie lub Japończycy, którzy chcą zrobić wrażenie…
Tak! Udajemy, że mamy dobry gust i że się znamy… Na przykład na tzw. wysokiej kulturze. Przypomina się tutaj słynny eksperyment, który przeprowadzono 12 stycznia 2007 r. Genialny skrzypek Joshua Bell grał na zatłoczonej stacji metra w Waszyngtonie. W dodatku grał na skrzypcach Stradivariusa, których wartość oszacowano na ponad 3 miliony dolarów. W ciągu 47 minut przeszło obok niego 1097 osób, ale jedynie sześć zatrzymało się na chwilę, aby posłuchać, jak gra. A trzy dni przed eksperymentem Bell dał koncert, na który najgorsze miejsca kosztowały ok. 100 dolarów. Sala koncertowa była oczywiście pełna. Można by powiedzieć, że znawcy muzyki klasycznej, którzy płacą ponad 100 dolarów, aby pójść na koncert, nie jeżdżą metrem. Z drugiej strony można z dużym prawdopodobieństwem przypuścić, że nie brakuje takich, którzy chadzają do eleganckich sal koncertowych niekoniecznie dlatego, że zachwyca ich muzyka.
Jeszcze gorzej jest w innych dziedzinach sztuki. W przypadku muzyki nawet ignorant rozpozna, że ktoś po prostu nie umie grać. Ale już w przypadku malarstwa albo różnego rodzaju tzw. instalacji blaga i ogłupienie mogą być całkowite. Wystarczy środowiskowa propaganda, aby wzbudzić stadne przekonanie, że oto mamy do czynienia z jakimś niezwykłym dziełem sztuki. Słynna jest mistyfikacja, jakiej w 1964 r. dokonał pewien szwedzki dziennikarz. Dał on szympansowi farby i pędzel. Szympans radośnie pomazał kilka płócien, które potem dziennikarz wystawił jako dzieła nieznanego francuskiego artysty Pierre’a Brassau. Jeden z krytyków napisał: „Brassau maluje silnymi pociągnięciami, ale również z wyraźną determinacją. Pociągnięcia jego pędzla zakręcają z wściekłą drobiazgowością. Pierre jest artystą, który działa z delikatnością baletnicy”. Kiedy mistyfikacja została ujawniona, krytyk nadal utrzymywał, że obrazy „Brassau” były najlepsze na wystawie. A dlaczego nie?! Kto znanemu krytykowi sztuki zaprzeczy?!
Ciekawe, że stadne uleganie nawet najgłupszym modom można zaobserwować bardziej wśród tzw. elit niż wśród tzw. ludzi prostych. Człowiek, który nie musi nikomu udowadniać, że jest na bieżąco z europejskimi i światowymi trendami, lubi to, co lubi, i nie daje się łatwo przekonać, że powinien polubić coś innego. Przypominają się tutaj słowa Mistrza z Nazaretu: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11, 25). Prośmy zatem o ewangeliczną prostotę, abyśmy byli sobą i umieli widzieć rzeczywistość taką, jaka ona jest.
Dariusz Kowalczyk SJ