Wygaszanie Kościoła w Europie postępuje z każdym dniem. Ksiądz pracujący w Niemczech opowiadał mi niedawno o spotkaniu duchownych tamtejszej diecezji z ich biskupem. Przedstawiono im „plan naprawczy” na najbliższe trzydzieści lat. Przewiduje on zamykanie kolejnych świątyń i łączenie parafii, aż liczba katolickich ośrodków duszpasterskich w całej diecezji zejdzie do kilkunastu. Powodem ma być starzenie się i wymieranie duchowieństwa oraz spadek liczby katolików.
Tylko w roku 2022 z Kościoła katolickiego w Niemczech wystąpiło 522 821 wiernych. Podobna sytuacja jest wśród ewangelików. Do apostazji trzeba dodać różnicę między liczbą zgonów i liczbą chrztów, efekty migracji itd. Ostatecznie szacuje się, że wspólnota katolicka w Niemczech zmniejszyła się w ubiegłym roku o ok. 650 tys. członków (do 20,9 mln), ewangelicka zaś o 600 tys. (do 19,1 mln). Co ciekawe, wpływy z podatku kościelnego na rzecz obu wspólnot rosną z każdym rokiem, grubo przekraczając sumę 6 mld euro dla każdej z nich! Ale o złagodzeniu finansowych obciążeń wiernych (8 proc. od dochodu) w tamtejszym Kościele się nie mówi. Proponuje się za to rozmiękczenie wymagań moralnych i katolickiej doktryny, zgodnie z niemiecką drogą synodalną.
Sytuacja w Polsce tylko na zewnątrz jest diametralnie różna. Nie ma u nas podatku kościelnego, dlatego nie ma ekonomicznych bodźców do masowej apostazji. Według organizacji propagujących ten proceder apostazję ogłosiło w ostatnich kilku latach niespełna 3200 osób. Jednakże liczba Polaków deklarujących podczas ostatniego spisu powszechnego katolicyzm zmniejszyła się o ponad 16 punktów procentowych (z 87,58 proc. w 2011 r. do 71,30 proc. w 2021 r.). Kościół katolicki w Polsce, według danych GUS, stracił w ciągu ostatnich 10 lat ponad 6 mln wiernych. Mamy najszybsze w Europie tempo laicyzowania się społeczeństwa. Szczególnie gwałtownie proces ten postępuje wśród ludzi w wieku od 18 do 24 lat, gdzie odsetek deklarujących się jako niewierzący lub niezdecydowani zbliża się do 50 proc.!
Skutki tego widać już w każdej polskiej diecezji. Ubywa młodzieży na lekcjach religii i niedzielnych Mszach Świętych. Z niektórych klas licealnych nie udaje się już zebrać na religii wymaganych siedmiu osób. W inauguracji roku akademickiego (z udziałem biskupa) w diecezjalnym ośrodku Duszpasterstwa Akademickiego Diecezji Warszawsko-Praskiej wzięło udział kilkanaście osób. Część diecezji (w tym prymasowska metropolia gnieźnieńska) z powodu niedostatecznej liczby kandydatów do kapłaństwa musiała przyłączyć swoje seminaria duchowne do większych ośrodków. W niektórych diecezjach z powodu braku duszpasterzy rozpoczęto łączenie parafii. Lawina już ruszyła. Brakuje ewangelicznego namysłu, jak odwrócić jej bieg.
Dla zagwarantowania funduszy na funkcjonowanie diecezji i parafii niektórzy inwestują w biurowce, hotele i inne nieruchomości. Inni zachowują się jak syndycy masy upadłościowej lub czekają na to, co przyniesie los, pod hasłem „niech się martwią następcy”. Ale bywa i gorzej. W ubiegłym miesiącu z przerażeniem słuchałem, jak pewien zakonnik – sztandarowy przedstawiciel „Kościoła otwartego” – rozmarzył się, że wreszcie i u nas nadchodzi zapowiadana przez ks. prof. Josepha Ratzingera epoka Kościoła jako „małej trzódki”. Jakby zapomniał o Chrystusowym nakazie misyjnym. Czeka na skarlenie Kościoła jak karp na Wigilię?
Z czymś takim pozytywnie kontrastuje postawa bp. Jerzego Mazura, werbisty i byłego misjonarza. Zamiast zamykać seminarium i łączyć parafie, zaprasza do diecezji ełckiej kandydatów na księży z Afryki. Dzięki temu spełni watykańskie minimum kleryków w seminarium i zapewni sobie pomoc w duszpasterstwie przez co najmniej dziesięć lat! Warto przeczytać rozmowę z nim na s. 10. Ujawnia ona to ewangeliczne i misyjne myślenie, którego Kościołowi zarówno w Niemczech, jak i w Polsce często brakuje. Bo czyż w zderzeniu z kryzysem, zamiast myśleć o intensyfikacji głoszenia Ewangelii i chrześcijańskiego świadectwa, nie zachowujemy się jak tłuste koty, które pilnują swojej miski i się nie ruszą?
W Niemczech przybywa ostatnio nawróceń z islamu na chrześcijaństwo. Ale dokonuje się to nie dzięki niemieckim księżom (ci mają pieniądze i wiedzą, że nikogo nie wolno nawracać), tylko głównie za sprawą duchownych przybyłych z Indii. „Wiara umacnia się, gdy jest przekazywana” – pisał św. Jan Paweł II w encyklice Redemptoris missio. Zamiast wygaszać Kościół, trzeba rozpocząć misje. A jeśli sami już tego nie potrafimy, trzeba zaprosić misjonarzy.
Ks. Henryk Zieliński, Idziemy.