Gazeta Polska: To gorzej niż zbrodnia, czyli usuwanie krzyży w Warszawie [Grzegorz Wszołek]
„Decyzja o wprowadzeniu ‘neutralności światopoglądowej’ w Warszawie, która w praktyce oznacza usuwanie krzyży z urzędów, budzi ogromne kontrowersje” – pisze Wszołek. Zwłaszcza, że – jak ustaliło Ordo Iuris – zarządzenie prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego „zostało przygotowane przez skrajnie lewicową fundację Instytut Miast Praw Człowieka za blisko 130 tys. złotych”. Co więcej – czytamy – w zarządzie fundacji zasiada Katarzyna Wilkołaska, która w latach 2019-2021 pełniła w Warszawie funkcję pełnomocniczki Trzaskowskiego do spraw równości kobiet, a więc „osoba ściśle powiązana z decydentem”. „Gdyby coś takiego zrobił włodarz z PiS, platformerscy śledczy krzyczeliby o ‘złodziejach’ i ‘mafijnym układzie’ – uważa dziennikarz, zauważając, że w tej sprawie mainstreamowe media milczą.
Tymczasem wspomniana fundacja „rozpycha się z działalnością po przejęciu władzy przez KO”. Zaledwie miesiąc przed rozpisaniem konkursu „nie tylko zmieniła nazwę z Otwartych Idei, aby lepiej kojarzyć się z działaniem na rzecz samorządu, lecz także dołączyła do celów statutowych organizacji wzmiankę o ‘wsparciu procesów tworzenia i wdrażania polityk wewnętrznych instytucji i organizacji’, co pozwalało ubiegać się o przygotowanie zarządzenia dla stołecznych urzędników”.
„Idźmy dalej – zachęca autor tekstu. – W radzie fundacji Instytutu Miast Praw Człowieka mamy Martę Abramowicz i Annę Strzałkowską, czyli radykalne aktywistki na rzecz LGBT. Pierwsza z wymienionych kierowała Kampanią Przeciw Homofobii, jest autorką ‘Krytyki Politycznej’, wzywała do rozprawy z Kościołem katolickim, pisała książki ‘Zakonnice odchodzą po cichu’ i ‘Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica’. Z kolei Strzałkowska zasiada w zarządzie fundacji ‘Tęczowe Rodziny’. Jak publicznie opowiadała, żyje w związku z kobietą, z którą wspólnie wychowują dziecko. Zainaugurowała blisko 8 lat temu kampanię ‘Przekażmy sobie znak pokoju’, mającą na celu włączenie osób homoseksualnych do Kościoła, wszak – jak tłumaczyła – to nie instytucja ma decydować o tym, co jest grzechem, lecz nasze sumienia”.
Zdaniem publicysty, Trzaskowski zdecydował się na zdjęcie krzyży w warszawskich urzędach, by mieć po swojej stronie lewicowy elektorat w wyborach na prezydenta kraju. Faktycznie – twierdzi Wszołek – pogrzebał swoje szanse, bo jak niegdyś powiedział Grzegorz Schetyna, „wygrywa się w Końskich. A tam, czyli w mniejszych miejscowościach, zarządzenie polityka KO jest nieakceptowalne”.
Rzeczpospolita: Zakaz krzyży i pozorna neutralność [z Josephem Weilerem, amerykańskim prawnikiem, praktykującym Żydem, rozmawia Tomasz Pietryga]
O decyzji prezydenta Warszawy, Rafała Trzaskowskiego, który zakazał wywieszania krzyży w urzędach publicznych, rozmówca „Rz” mówi m.in.:
– Jest dla mnie zastanawiająca i rozczarowująca. Miałem przywilej reprezentować pro bono osiem państw w słynnej sprawie Lautsi dotyczącej wywieszania krzyży we włoskich szkołach publicznych. W tej sprawie podstawy sporu były inne. We Włoszech istniał prawny obowiązek umieszczania krzyży na ścianach we wszystkich szkołach podstawowych. Mimo to Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu zaakceptowała nasze argumenty i z ogromną większością 15:2 stwierdziła, że takie wymaganie nie narusza Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Sytuacja w Warszawie jest zupełnie inna. Nie ma obowiązku wywieszania krzyża w ogólnodostępnych pomieszczeniach ani prywatnych gabinetach warszawskiego urzędu. To zależy od indywidualnej decyzji osoby zajmującej dane pomieszczenie. Osoby odwiedzające urząd w jednych pomieszczeniach widzą krzyże, a w innych nie. To doskonałe odzwierciedlenie Polski jako społeczeństwa pluralistycznego, w którym ludzie mają różne podejście i stosunek do religii. W ten sposób polskie społeczeństwo pięknie wyraża szacunek i tolerancję dla swojego pluralistycznego charakteru. Potwierdzają to zresztą słowa zawarte w preambule do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: „My, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i niepodzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Te słowa były analizowane i podziwiane na całym świecie jako świetny przykład modus vivendi kraju o bardzo silnej i honorowej tożsamości narodowej, jakim jest Polska. Częścią tej tożsamości jest właśnie wzajemna tolerancja i szacunek. Decyzja prezydenta w moim przekonaniu zaprzecza tej lekcji tolerancji i wzajemnego szacunku.
– Uważam, że prezydent [Warszawy] błędne definiuje pojęcie neutralności [władz publicznych]. Istnieje zresztą powszechne nieporozumienie co do prawdziwego znaczenia tej kwestii. Zwrócił na to uwagę Europejski Trybunał Praw Człowieka. Gdy głównym podziałem w społeczeństwie jest ten między obywatelami religijnymi a niereligijnymi, zarówno wymaganie eksponowania symbolu religijnego, jak i odpowiedni zakaz, nie jest stanowiskiem neutralnym. Przyjrzyjmy się edukacji. W imię tego fałszywego pojęcia neutralnościniektóre kraje finansują laickie szkoły publiczne, ale nie finansują – w imię tej samej neutralności – szkół religijnych. Czy zatem neutralne jest zapewnienie darmowej edukacji dzieciom rodziców niereligijnych, ale nie dzieciom rodziców religijnych? W Wielkiej Brytanii i Holandii istnieje bardziej przekonujące i właściwe pojęcie neutralności: finansowane są zarówno szkoły laickie, jak i katolickie, protestanckie, żydowskie iinne.
– W sytuacji, gdzie mamy wybór między religijnością a laickością, jeśli prezydent chciałby być naprawdę neutralny, powinien stwierdzić, że miasto Warszawa nie zajmuje stanowiska w tej kwestii. To postawa neutralna. Nie faworyzuje ani tych, którzy chcą mieć krzyż, ani tych, którzy go nie chcą. Zamiast tego pozwala każdemu pracownikowi postępować zgodnie z własnym sumieniem. I to właśnie ten publiczny i przejrzysty pokaz wzajemnego szacunku, traktowania na równi i otwarcie zarówno religijnych, jak i niereligijnych, może sprawić, że zarówno religijny urzędnik publiczny, jak i urzędnik niereligijny, będą traktować wszystkich obywateli, niezależnie od ich tożsamości, w ten sam profesjonalny i pełen szacunku sposób. Wszyscy jesteśmy równi jako obywatele!
– Jestem praktykującym Żydem. W każdym domu, w którym mieszkam, w każdym biurze, w którym pracuję, jest umieszczona mezuza, jak wymaga tego Pismo Święte (Pwt n,20). Nawet legendarna sędzia Sądu Najwyższego USA Ruth Bader Ginsburg, zagorzała liberałka, bojowniczka o prawa kobiet i równość płci, miała taką mezuzę umieszczoną na drzwiach swojego biura w Sądzie Najwyższym. Możliwe jest przecież bycie religijnym, a jednocześnie tolerancyjnym i liberalnym. Gdybym był pracownikiem Urzędu Miasta Warszawy, czy prezydent zabroniłby mi umieszczenia mezuzy na drzwiach mojego biura, zmuszając mnie do naruszenia kanonów mojej religii? Wolność religii jest chroniona przez konstytucję i Europejską Konwencję Praw Człowieka. Prezydent musiałby mieć bardzo przekonujący powód, którego tutaj nie widzę. Jednak równie dobrze, gdybym był pracownikiem gminy Jerozolimy i tamtejszy prezydent wymagałby ode mnie umieszczenia mezuzy w moim prywatnym biurze, sprzeciwiłbym się temu równie stanowczo. Jak wyjaśnił papież Benedykt XVI w swoich wykładach w Ratyzbonie, wolność religii oznacza również wolność od religii. Religia może prosperować tylko w wolności, bez przymusu. Pozwolenie każdemu w warszawskim urzędzie na dokonanie osobistego wyboru byłoby doskonałym wyrazem zarówno wolności religii, jak i wolności od religii.
– Na ile to możliwe, powinniśmy opierać się francuskiej i amerykańskiej koncepcji ścisłego „rozdziału”, która zwiększa polaryzację, i dążyć zamiast tego do „porozumienia”. Spróbujmy szukać rozwiązań, które mogą w jak największym stopniu zjednać stanowiska, które wydają się nie do pogodzenia. Religijni mogą chcieć wywieszać krzyż w każdym biurze. Niereligijni mogą nie chcieć widzieć krzyża w żadnym biurze. Czy oczywistym porozumieniem, które szanuje również wolność religii i wolność od religii, nie jest pozwolenie na indywidualny wybór w każdym przypadku?
– Wybór bycia niereligijnym to jedno, a próba zmuszenia wszystkich innych do bycia takimi to co innego. Sprzeciwiam się, gdy świeckie państwo zaczyna przyjmować nawyki starego katolickiego państwa wyznaniowego. Nie chciałbym żyć w wyznaniowym państwie chrześcijańskim, żydowskim czy muzułmańskim. Nie chciałbym również żyć w wyznaniowym państwie świeckim, gdzie sekularyzm staje się oficjalną religią państwową i jest narzucany wszystkim.