Nie brakowało katolików, którzy od dawna lekceważyli sobie wezwania Kościoła, by w określone dni powstrzymywać się od spożywania pokarmów mięsnych. Praktyka niejedzenia mięsa w piątek miała być przestarzała, nie na dzisiejsze czasy, a nawet mogła mieć znamiona niepotrzebnej prowokacji. Wygląda jednak na to, że im bardziej ktoś lekceważył post ewangeliczny, z tym większym entuzjazmem przyjmuje teraz wezwania zielonej globalistycznej lewicy, by przejść na wegetarianizm, a może nawet na weganizm, jeść tylko zieleninę i owady. A jeśli już jakieś mięso mielibyśmy spożywać, to jedynie sztucznie wyprodukowane, nad czym pracują zatroskani o ludzkość miliarderzy, zwani filantropami. „Oświeceni” doszli bowiem do wniosku, że jedzenie naturalnego mięsa to zbrodnia przeciwko naszej planecie. Hodowla krów i świnek oznacza bowiem przyzwolenie na to, by owe zwierzęta wydzielały do atmosfery duże ilości dwutlenku węgla. Co z kolei, jak głosi prorokini Greta Thunberg, doprowadzi do całkowitej zagłady naszej planety w najbliższym dziesięcioleciu.
Przełożony pewnej prowincji dużego zakonu napisał do swoich współbraci list na Wielki Post, w którym wśród różnych propozycji zawarł i taką, by rozważyć możliwość przejścia w wymiarze osobistym i wspólnotowym na wegetarianizm, i to nie tylko na czas Wielkiego Postu, ale w ogóle na zawsze. Tymczasem europoseł Sylwia Spurek uważa, że nie ma czego rozważać, gdyż powstrzymanie katastrofy klimatycznej wymaga rewolucji od zaraz: „100-procentowa weganizacja i odesłanie sektora hodowlanego do historii”. Oczywiście, obok argumentu, że zwierzęta, w tym szczególnie krowy, stanowią zagrożenie dla klimatu, pojawia się idea, że człowiek nie ma żadnego prawa „wykorzystywać” zwierząt, co oznaczałoby nie tylko zakaz hodowli zwierząt na mięso, ale także – w wersji bardziej radykalnej – odejście od „zabierania” kurom jaj, a krowom mleka. Inna sprawa, że w „nowym, lepszym” świecie ekoterrorystycznej ideologii krowy prawdopodobnie musiałyby w ogóle wyginąć, bo same nie dałyby rady przeżyć, a nikt by ich w domu nie trzymał, jak to ma miejsce w przypadku psów lub kotów. Ponadto pozostaje do wyjaśnienia, czy wykorzystywanie owadów do wzbogacania menu na stołach ludzi nie jest łamaniem ich niezbywalnych praw.
Raport C40 Cities, którego sygnatariuszem jest prezydent miasta Warszawy, Trzaskowski, i inne tego rodzaju pseudoekologiczne wymysły wywołały – co świadczy o zdrowiu dużej części społeczeństwa – wiele żartów. Ale ci, którzy nabożnie przyjmują każdą rekomendowaną przez TVN i GW lewicowo-liberalną nowinkę z Zachodu, stanęli w obronie obowiązkowej diety dla wszystkich. Niektórzy próbują używać argumentów religijnych. I tak można było przeczytać, że jak ktoś wyśmiewa nowe idee żywieniowe, to jakby drwił z Jana Chrzciciela, o którym czytamy, że „jego pokarmem była szarańcza i miód leśny” (Mt 3, 4). No ale w tym samym zdaniu stoi napisane, że „Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder”, co jednak nosi znamiona braku poszanowania dla wielbłądów oraz innych zwierząt, z których wyrabiano skóry. Znaleźli się i tacy, którzy podjęli trud, by przypomnieć sobie przykazania kościelne, z których jedno głosi, że trzeba „zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych”. A zatem: kto przeciwko raportowi C40 Cities, ten lekceważy przykazania kościelne. Tyle że posty w Kościele są okresowe, bo w święta nie tylko można, ale wręcz należy dobrze zjeść. Poza tym nie chodzi w nich o obłąkane „ratowanie planety”, lecz o stawanie w prawdzie przed Bogiem, Stwórcą i Zbawicielem.
Ale nie ma się co dziwić religijnemu ekologizmowi internautów, skoro w watykańskim dzienniku „L’Osservatore Romano” ukazał się artykuł zatytułowany „Wielki Post: czas odchodzenia od paliw kopalnych” (Quaresima: un tempo per disinvestire dai fossili). A jeden z tweetów tegoż czasopisma głosi, że w czasie wielkopostnym „katolicy są wezwani, by podjąć post od gazu, aby nie wspierać wojny”. Wobec tego rodzaju wezwań tym bardziej trzeba sobie przypominać i praktykować klasyczną katolicką doktrynę o poście, jałmużnie i modlitwie. I po prostu pamiętajmy, że kolorem Wielkiego Postu jest fiolet, a nie „czerwona” zieleń.