Abp Jędraszewski o świętach, religijności, relacjach polityki z Kościołem (wywiad)
niedziela, 25 grudnia 2022,
O komercjalizacji świąt Bożego Narodzenia oraz o tym, że polityki rozumianej jako odpowiedzialność za dobro wspólne nie da się oddzielić od Kościoła – mówił w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. Jak przyznał, religijność nie wróciła jeszcze do poziomu sprzed pandemii, a apostazje są w archidiecezji pojedynczymi przypadkami.
Zdaniem hierarchy młodych do Kościoła mogą przyciągnąć duszpasterze, którzy mają dla nich serca i czas. Abp Jędraszewski jest krytycznie nastawiony do przygotowanych przez niektóre parafie deklaracji, czy chce się przyjąć kapłana po kolędzie. „Rozumiem, że za takim nastawieniem niektórych księży proboszczów kryje się potrzeba swoistego wewnętrznego komfortu” – powiedział metropolita i podkreślił: „Mamy głosić Chrystusa +w porę i nie w porę+”.
Jego zdaniem już po uroczystości Wszystkich Świętych, co widać w marketach, Boże Narodzenie usiłuje się sprowadzić do prezentów, karpia i choinki. Naród jednak – w ocenie hierarchy – nie zapomni o Wigilii, o opłatku, o świątecznych życzeniach, o kolędach. „Gdyby tak miało się zdarzyć, to doszłoby do zapomnienia naszej polskiej tożsamości” – powiedział metropolita.
*****
PAP: Przed nami święta Bożego Narodzenia. Jak można je przeżywać?
Abp Marek Jędraszewski: Oczywiście, że można je różnie przeżywać – a to w głównej mierze zależy od osobistego podejścia do nich. Zdecydowana większość Polaków żyje wielkim pragnieniem przeżycia Świąt Bożego Narodzenia prawdziwie pięknych, rodzinnych, pełnych pogody i radości, bardzo często wracając swoimi wspomnieniami do dawnego już niekiedy dzieciństwa, podczas których obowiązkowo idzie się do kościoła na Pasterkę lub inne świąteczne Msze święte, a w domu się śpiewa kolędy. Wraz z tymi oczekiwaniami idą w parze przygotowania do Świąt, niekiedy bardzo intensywne – i to przygotowania przede wszystkim o charakterze duchowym: poprzez udział w Roratach, poprzez przystępowanie do sakramentów świętych, a także poprzez różne dzieła pomocy dla bardziej potrzebujących, na przykład dla Ukraińców czy też dla Polaków żyjących na Kresach, także dla biednych i bezdomnych.
Zdarzają się jednak tacy ludzie, którzy buntują się przeciwko samym Świętom i którzy marzą tylko o tym, aby one jak najszybciej minęły. W tym przypadku trudno mówić o jakiejkolwiek nawet szansie, aby Święta móc dobrze przeżyć.
Są również i tacy ludzie, którzy – mając taki czy inny wpływ na współczesne życie społeczne – starają się o to, aby innych pozbawić atmosfery zbliżających się Świąt, ze swej istoty mających przecież charakter głęboko religijny, chrześcijański. Z jednej więc strony uciekają się w samą tylko komercję, usiłując do niej sprowadzić te Święta. Wystarczy tylko popatrzeć na większość wielkich marketów – i to już od pierwszych dni listopada, tuż po uroczystości Wszystkich Świętych, kiedy Boże Narodzenie usiłuje się sprowadzić do prezentów, karpia i choinki.
Z drugiej natomiast strony są ludzie, którzy niejako programowo pragną odebrać tym Świętom tradycyjnie religijny charakter, na przykład poprzez organizowanie różnego rodzaju „życzeń”, w których nie ma już miejsca na połamanie się opłatkiem. Uciekają nawet od samej nazwy „spotkanie opłatkowe”, zastępując je bardzo świeckim mianem „spotkanie integracyjne”. Przy takim nastawieniu tych ludzi trudno oczekiwać, aby w chwili nadejścia samych Świąt mogli je oni przeżywać w radości i wewnętrznym pokoju.
Czy Jego Ekscelencja przewiduje, że za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat święta w Polsce będą miały charakter bardziej świecki niż religijny?
Nie wierzę w żaden dziejowy determinizm. Pan Bóg w swej niezmierzonej Opatrzności potrafił nas wielokrotnie bardzo zaskoczyć, ośmieszając wszystkie „mądre” i „naukowo pewne” ekspertyzy i przewidywania. Prawda o Bogu, którą wyśpiewała w „Magnificat” Najświętsza Maryja Panna, że „przejawia On moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich, strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych”, także i dzisiaj nic nie straciła ze swej aktualności.
Ponadto w tym pytaniu należy odróżnić od siebie dwie rzeczy. Pierwszą jest aktualna rzeczywistość polityczna, drugą natomiast nastawienie większości polskiego społeczeństwa. W najnowszych dziejach naszego narodu, po zakończeniu drugiej wojny światowej przez całe dziesięciolecia u rządów znajdowały się takie formacje polityczne, które programowo odżegnywały się od religijnego charakteru świąt Bożego Narodzenia i za wszelką cenę starały się im nadać możliwie świecki charakter. Patrząc wówczas z zewnątrz na to, co się w Polsce działo, można było nawet ulec wrażeniu, że świeckość u nas ostatecznie zwyciężyła. Tymczasem prawda tych Świąt rozgrywała się wtedy przede wszystkim w polskich domach, przy wigilijnych wieczerzach, podczas trwającego niekiedy bardzo długo rodzinnego śpiewu kolęd. O tym wszystkim media wtedy wstydliwie milczały. Jednak Polacy swoje bardzo dobrze wiedzieli, wiernie trwając przy polskiej, katolickiej tradycji.
Nie mam żadnych podstaw ku temu, aby przyjąć, że w przewidywalnej przyszłości nasz naród zapomni o Wigilii, o opłatku, o świątecznych życzeniach, o kolędach. Gdyby tak miało się zdarzyć, to doszłoby do zapomnienia naszej polskiej tożsamości…
Czego życzy Ksiądz Arcybiskup wiernym z okazji tegorocznego Bożego Narodzenia?
Wszystkim osobom, które w ostatnich dniach spotkałem i podczas świąt Bożego Narodzenia będę spotykać nieodmiennie życzę pokoju i radości serca – tych wspaniałych darów, które w Osobie Jezusa Chrystusa, Swego Syna, zesłał na świat miłujący nas wszystkich Ojciec niebieski. Niech w naszych sercach nieodmiennie ponawia się śpiew aniołów z Betlejem: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”. Nie może być bardziej trafnych życzeń, gdy w Polsce jest tak wiele gorszących podziałów, a za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie, trwa okrutna wojna spowodowana rosyjską agresją.
Po świętach tradycyjnie odbywają się wizyty duszpasterskie. Niektórzy parafianie w Krakowie otrzymali deklaracje, czy chcą, żeby kapłan przyszedł do nich po kolędzie. Proboszczowie parafii uzasadniają takie zapytania tym, że dogodniej jest iść do domu, gdzie jest się oczekiwanym gościem. Jak Ksiądz Arcybiskup ocenia taki nowy sposób kolędowania?
Rozumiem, że za takim nastawieniem niektórych księży proboszczów kryje się potrzeba swoistego wewnętrznego komfortu. Tymczasem uważam, że gdy, zwłaszcza po covidzie, wiele osób nie powróciło jeszcze do normalnych praktyk religijnych, w tym do co niedzielnego uczestnictwa we Mszy świętej, postawa księży powinna być bliska postawie św. Józefa, który idąc od domu do domu z wielką pokorą, ale i z męstwem i wytrwałością szukał w Betlejem miejsca dla Maryi i Dzieciątka, mającego dosłownie za chwilę przyjść na świat. Mamy głosić Chrystusa „w porę i nie w porę”, jak pisał św. Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza, a to „w porę i nie w porę” jest niekiedy czasem trudnym nie tylko dla potencjalnego odbiorcy Ewangelii, ale także i dla jej świadka.
Badania CBOS pokazują, że pandemia nie tylko osłabiła częstość praktyk religijnych, ale i ogólne osłabiła poczucie religijności Polaków. Od 1992 do 2022 r. odsetek osób dorosłych określających się jako wierzący spadł z 94 proc. do 84 proc., zaś praktykujących regularnie (raz w tygodniu lub częściej) z blisko 70 proc. do niemal 42 proc. Czy w archidiecezji krakowskiej również widać spadek wiary?
Proszę najpierw zwrócić uwagę na to, że w tych cytowanych powyżej badaniach do jednego worka wrzuca się pewną tendencję mówiącą o spadku religijności Polaków, trwającą od 30 lat, wraz z danymi dotyczącymi pandemii. Drastyczne ograniczania udziału wiernych, zwłaszcza w początkowej fazie pandemii, były niemal siłą narzucane przez władze administracyjne i dlatego ówczesną nieobecność większości polskiego społeczeństwa w kościołach trudno interpretować w kategoriach jego świadomego i dobrowolnego odchodzenia od wiary i Kościoła. Trzeba by zatem precyzyjnie pokazać, jak ten spadek religijności naprawdę wyglądał od 1992 do 2019 roku, jak wyglądała frekwencja w kościołach podczas samej pandemii, i jak wygląda powolny powrót polskiego społeczeństwa do religijnych praktyk.
Gdy chodzi o archidiecezję krakowską, nie wszyscy rzeczywiście wrócili do tego poziomu religijności, jaki istniał przed wybuchem pandemii. Na pewno jednak sytuacja nie jest tak dramatyczna, jak w innych regionach Polski. Ostatnie badania z października tego roku wskazują na niższy procent „dominicantes” (katolików uczestniczących w niedzielnej Eucharystii-PAP), niż w 2019 roku.
Od Kościoła najczęściej odchodzą osoby młode. Co można zrobić, żeby je zatrzymać? Czy można je odzyskać?
W duszpasterstwie młodych liczą się przede wszystkim dwie rzeczy: serce i czas, jakie jest w stanie dać im i poświęcić duszpasterz. Jeśli księdzu nie brakuje ani jednego, ani drugiego, to niemal od razu jest otoczony gromadą ministrantów, a różne grupy duszpasterskie rozwijają się bardzo dynamicznie. Mówię to między innymi na podstawie niektórych zmian personalnych, jakie miały miejsce w archidiecezji krakowskiej już w okresie popandemicznym. W pewnych parafiach pojawili się nowi, pełni entuzjazmu księża, co od razu wpłynęło na wzrost życia religijnego. To wskazuje na fakt, że ciągle jeszcze obserwuje się gotowość młodych do żywej obecności w Kościele, choć oczywiście inaczej to wygląda w mniejszych miejscowościach, a inaczej w Krakowie. Jednak ta zasada odnośnie do postaw księży z jednej strony, jak i oczekiwań i gotowości młodych z drugiej strony, pozostaje niezmienna.
Metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś mówi, że mamy do czynienia z falą apostazji. Czy w archidiecezji krakowskiej widać to?
Na szczęście, w archidiecezji krakowskiej nie ma problemu apostazji na jakąś wielką, masową skalę. To są raczej pojedyncze przypadki. Natomiast przykro mi, jeśli taka fala ma miejsce w archidiecezji łódzkiej, w której jeszcze stosunkowo niedawno pracowałem przez ponad cztery lata.
Także badacze z Instytutu Nauk Socjologicznych i Pedagogiki SGGW wskazują, że spada religijność. Ale ciekawym wynikiem tego samego badania okazało się, że osoby bardziej zadowolone ze swojego życia częściej deklarowały wzrost religijności w czasie pandemii. Czy religia, praktykowanie wiary daje poczucie szczęścia?
Życie religijne należy do istoty człowieczeństwa, skoro wierzymy, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Jeśli człowiek to Boże podobieństwo i ten obraz w sobie przekreśla lub je zamazuje, tym samym „amputuje” w sobie niezmiernie ważną część siebie samego. Nie będąc w pełni sobą, nie może być też w pełni szczęśliwy. Jakże ważne są w tym kontekście „Opowiadania kołymskie” Warłama Szałamowa, według którego jedynie ludzie religijni, którzy stali się ofiarami Gułagu, ocalili w tym sowieckim piekle wewnętrzny pokój i człowieczą godność. Wszyscy inni natomiast ulegli ideologicznej i fizycznej przemocy, wybierając niemal darwinowską walkę o byt i przetrwanie. Życie religijne nigdy nie jest lekkie, łatwe i przyjemne, jest związane ze zmaganiem i z krzyżem, ale dając człowiekowi nadzieję, otwiera go na szczęście.
Kto dla młodych może być autorytetem w Kościele? Papież Franciszek? Czy może bardziej wolontariuszka misyjna Helena Kmieć, zamordowana w 2017 r. Boliwii?
Dla katolików zawsze autorytetem jest aktualny papież jako następca św. Piotra. Oczywiście, jest to w jakiejś mierze autorytet związany z pełnieniem najwyższego urzędu w Kościele. Jednakże w przypadku św. Jana Pawła II Wielkiego był to autorytet niejako na wyciągnięcie dłoni, gdyż trudno zliczyć jego spotkania z młodymi na różnych areopagach ówczesnego świata, tym bardziej trudno zliczyć jego osobiste spotkania twarzą w twarz i ustalić liczbę uścisków dłoni, jakie z młodymi wymienił. Od śmierci naszego papieża upłynęło sporo lat, sam świat też bardzo się w tym czasie zmienił. Dla wielu młodych, nastawionych na bezpośrednie przeżycie i kontakt, Helenka Kmieć staje się kimś naprawdę wielkim – gdy chodzi o styl jej życia, jej ukochanie samego życia, jej odczuwalną przez wszystkich miłość do Chrystusa i innych ludzi, jej entuzjazm i spontaniczność, jej odwagę i bezpośredniość. Prawdziwy świadek wiary przez duże „Ś”.
Według badań, m.in. Kantar i IBRIS, większość Polaków chce rozdziału Kościoła od polityki. Czy polityka powinna być rozdzielona od Kościoła?
Jeśli polityka jest rozumiana jako coś brudnego i złego, to nie dziwię się takiej opinii większości Polaków. Za tą ich opcją kryje się przecież pragnienie, aby uchronić Kościół od brudów tego świata.
Natomiast jeśli politykę będzie się pojmowało jako mądrą odpowiedzialność za dobro wspólne, przenikniętą duchem solidarności i zatroskania o autentyczne wartości, to trudno tak właśnie rozumianą politykę oddzielić od Kościoła, który musi być zatroskany o prawdziwe dobro ludzi. To właśnie dlatego początkowe wersy słynnej soborowej Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” brzmią niezwykle uroczyście i doniośle, nosząc w sobie zapowiedź żywego uczestnictwa Kościoła w życiu współczesnego świata: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu. Ich bowiem wspólnota składa się z ludzi, którzy zespoleni w Chrystusie prowadzeni są przez Ducha Świętego w swym pielgrzymowaniu do Królestwa Ojca, i przyjęli orędzie zbawienia, aby przedstawiać je wszystkim. Z tego powodu czuje się ona naprawdę ściśle złączona z rodzajem ludzkim i jego hierarchią” (GS, 1).
Owocami tej Konstytucji są liczne dokumenty kościelne, wchodzące w zakres katolickiej nauki społecznej, dla której rozwoju niezmiernie znaczący wkład wniósł św. Jan Paweł II Wielki. Wierni jego dziedzictwu nie możemy zatem dać się sprowadzić, jak to powiedział jeden w bardzo ważnych funkcjonariuszy PRL-u, „do zakrystii” i żyć tak, jakby wokół nas nie było wielkich spraw i wyzwań społecznych i narodowych. Inaczej sprzeciwilibyśmy się Chrystusowemu przykazaniu miłości bliźniego, a pośrednio odrzucilibyśmy także Boga jako Ojca wszystkich ludzi.