W klinice in vitro zabito nienarodzone dziecko. Bo było od innych rodziców
W klinice in vitro Fertility Institute w Nowym Yorku uśmiercono nienarodzone dziecko, będące w szóstym miesiącu życia płodowego, gdyż okazało się, że personel kliniki umieścił w macicy matki nie to dziecko, które chcieli klienci.
W nowojorskiej klinice u kobiety, która była w trzecim trymestrze ciąży (poczęcie in vitro) przeprowadzono badanie kontrolne, które wykazało m.in. że dziecko ma inny materiał genetyczny niż rodzice. Pracownicy kliniki próbowali jeszcze wprowadzić kobietę w błąd, żeby zatuszować swoją omyłkę, wmawiając jej, że badania genetyczne dziecka nie są miarodajne. Matka kazała przeprowadzić bardziej dokładne badania, które potwierdziły, że dziecko, które sztuczną metodą umieszczono w jej łonie, nie powstało z jej komórki ani z plemnika jej męża.
Kobieta niestety nie zachowała się jak prawdziwa matka, zażądała od kliniki, aby zabito dziecko, które 6 miesięcy nosiła pod sercem. Swoją nieludzką decyzję argumentowała strachem przed ewentualnym procesem, jaki jej zdaniem, mogli wytoczyć jej rodzice poczętego metodą in vitro dziecka. Teraz jest bardzo możliwe, że ci rodzice wytoczą jej i klinice sprawę za zabicie ich dziecka. Na dodatek kobieta, która zdecydowała się na śmiercionośną aborcję, pozwała klinikę za zagubienie jej dzieci poczętych sztuczną metodą. Możliwe, że dzieci te zostały umieszczone w łonach innych klientek kliniki.
To nie pierwszy przypadek takiej pomyłki w amerykańskiej klinice in vitro. W innym przypadku – u Daphne i Alexandra Cardinal z Kalifornii – pomyłka została ujawniona, na szczęście, już po narodzinach dziecka. Podejrzenia wzbudził odcień skóry noworodka, testy DNA natomiast potwierdziły, że dziewczynka nie jest z nimi spokrewniona. Klinika in vitro, w której się poczęła, pomogła im dotrzeć do pary, która wychowywała ich biologiczną córkę. Razem zdecydowano o zamianie dzieci i pozwaniu kliniki.
Znawca, a jednocześnie przeciwnik metody in vitro zwraca uwagę na jej nieludzki charakter. – Dziecko poczęte metoda in vitro jest postrzegane przez klientów jak przedmiot do nabycia. Ciąża jest dla nich towarem. Możesz zrobić z nią co tylko chcesz, by uzyskać „najlepszy rezultat”. Klienci płacą i wymagają realizacji planu, a za wszelkie odstępstwa płaci życiem najsłabszy i najbardziej bezbronny – poczęty mały człowiek. Obecnie często zabija się też jedno z niechcianych bliźniąt poczętych w wskutek in vitro – mówi ginekolog dr Anthony Caruso, pracujący m.in. naukowo na Uniwersytecie im. św. Ignacego Loyoli w Chicago.
Podobnego zadnia o in vitro jest jeden z polskich prekursorów metody naprotechnologii. – Przy in vitro nie można bazować na jednej komórce jajowej, tak jak w cyklu naturalnym, gdzie w przypadku zdrowego mężczyzny i zdrowej kobiety, oboje w wieku 35 lat i poniżej, prawdopodobieństwo poczęcia wynosi od 20 do 30 procent, bo w metodzie in vitro jest to już poniżej 5 procent. Doskonale widać tu wielką przepaść między tym co dała nam mądrość Stwórcy, czy jak powiedzą inni natury, a tym co sami wymyśliliśmy i nazwaliśmy metodą in vitro. Dlatego stosujący tą metodę, chcąc zwiększyć szansę poczęcia, każdorazowo doprowadza się do powstania od 6 do 8 zarodków ludzkich. Z tej dużej liczby wybiera się najczęściej dwa najzdrowsze, które wprowadza się do jamy macicy. Pozostałe, tzw. zarodki nadliczbowe, czyli w istocie rzeczy – nadliczbowi ludzie, są zamrażani. Potem, jeśli jest potrzeba ich użycia, są odmrażani. Często jednak po odmrożeniu okazuje się, że ludzkie zarodki są martwe. Dzieję się tak ponieważ nie ma jeszcze 100 procentowo pewnej techniki mrożenia – powiedział nam dr Tadeusz Wasilewski, lekarz, specjalista ginekolog i położnik. Jest on również kierownikiem białostockiej kliniki Napromedica.
Źródła – zycierodzina.pl, AB
Adam Białous