„Zmiana płci”: dzieło bestii w lekarskim kitlu. Poznaj wstrząsający przypadek stojący za „tranzycjami”
Setki zmanipulowanych młodych, zmagających się z nieodwracalnym uszkodzeniem organizmu: to owoce popularyzacji chirurgicznej „zmiany płci” – o których wolą milczeć aktywiści ruchu LGBT. Mimo eksperymentalnego charakteru i opłakanych skutków ubocznych tzw. tranzycji, agitatorzy przedstawiają je jako gwarant bezpieczeństwa pacjentów cierpiących na dysforię płciową. Tymczasem, wbrew tej kontrfaktycznej narracji, krzywda wpisana jest w proces tej chirurgicznej kastracji od samego początku… Protoplastą promowanej przez lobby LGBT praktyki jest w końcu eksperyment dr. Johna Moneya z lat 60… Wstrząsający, tragiczny i naszpikowany manipulacjami. Tę „tendencyjnie zapomnianą” historię warto „odkopać”.
Każdy ruch polityczno-ideowy, wiąże się z listą konkretnych nazwisk i wydarzeń, jakie przełożyły się na jego powstanie. Bez trudu skojarzymy Rewolucję Francuską z krwawym terrorem jakobinów, Robespierrem i Dantonem, komunizm powiążemy zaś z Marksem. W wypadku agendy LGBT umiejętność połączenia kropek jest już jednak dużo rzadsza. To paradoksalne. Czy bowiem zjawisko tak rozpalające debatę publiczną nie powinno być dla nas czymś bardziej czytelnym?
O wykreśleniu homoseksualizmu z listy chorób psychicznych, czy przebiegu pierwszego przypadku „zmiany płci” mówi się tymczasem niewiele. Nazwiska odpowiedzialnych za te przedsięwzięcia też zresztą rzadko pojawiają się na pierwszych stronach gazet… I nie bez powodu. Tęczowi agitatorzy mają ważne powody, by pamięć o wielu wydarzeniach zamiatać pod dywan… Opowieść o pierwszej w historii „tranzycji” jest zaś szczególnie niewygodna…
W II połowie XX wieku nazwisko Johna Moneya – odpowiedzialnego za jej przeprowadzenie – było szeroko znane w całych Stanach Zjednoczonych. Ten wpływowy promotor genderyzmu założył i prowadził klinikę „tożsamości płciowej” przy Uniwersytecie Johna Hopkinsa; stworzył stosowany przez wiele lat model leczenia zaburzeń rozwoju płciowego… Przede wszystkim jednak udzielał się w dyskusji o płciowości i etyce seksualnej. Jako biseksualista miał zresztą ku temu osobiste powody.
Money jako pierwszy spopularyzował też pojęcie „gender”. Był bowiem przekonany, że termin „sex” błędnie utożsamia męskość i kobiecość z biologią… podczas gdy stanowią one w istocie zbiory wyuczonych zachowań, utrwalanych przez kulturę i środowisko. W konsekwencji sądził, że przy odpowiednim oddziaływaniu mężczyznę można z powodzeniem przekształcić w kobietę i odwrotnie. Żeby spopularyzować ten pogląd potrzebował jednak eksperymentalnego dowodu… Niespodziewanie okazja do jego zdobycia – jak sądził Money – pojawiła się w 1966 roku.
W złym miejscu, w złym czasie
Wszystko zaczęło się, kiedy rok wcześniej w Kanadzie państwu Reimer urodziła się para chłopców: Bruce i Brian. Rozwiązanie było pomyślne, potomstwo zdrowe. Jedyną deformacją, jaką zdiagnozowano u obu niemowląt była stulejka. Po kilku miesiącach zaczęła ona utrudniać dzieciom oddawanie moczu. Rutynowa operacja, jakiej poddano rodzeństwo pod koniec 7. miesiąca życia, miała wyeliminować problem.
Niestety – dla młodego Bruca prosty zabieg skończył się tragicznie. W wyniku nieprawidłowości chłopiec doznał ciężkiego uszkodzenia narządów rozrodczych – w przyszłości nie będzie mógł myśleć o założeniu rodziny, czy skonsumowaniu związku małżeńskiego – brzmiała smutna wiadomość, jaką usłyszeli po operacji rodzice.
Operacyjne powikłania były dla nich poważnym zmartwieniem. Zatroskani o los syna państwo Reimer zachodzili w głowę, jak można by odwrócić skutki wypadku. Wydawało się jednak, że pozostaje to poza sferą możliwości. Tymczasem podczas oglądania telewizji w 1966 roku natrafili na program z udziałem szanowanego naukowca – przedstawiającego klinikę tożsamości płciowej przy Uniwersytecie Johna Hopkinsa. Był to oczywiście John Money. Psycholog opowiadał o swojej pracy, badaniach…
W rodziców wstąpiła nadzieja, że być może ceniony praktyk będzie w stanie złagodzić pooperacyjne powikłania. Skontaktowali się więc z badaczem. Money’owi było to wyjątkowo na rękę, pokładał bowiem w młodym rodzeństwie jeszcze większe nadzieje, niż rodzice dotkniętego krzywdą chłopca w nim samym. Dotychczas mógł pracować jedynie z pacjentami o niewykształconej poprawnie płciowości. Tymczasem „tranzycja” zdrowo rozwiniętego dziecka udowodniłaby jego przekonania.
Psycholog przekonywał rodziców bliźniąt, że odpowiedzią na problemy młodego Bruca może być poddanie go chirurgicznej kastracji, konstrukcja sztucznych żeńskich narządów płciowych i wychowanie go jako dziewczynki… Propozycja wzbudziła oczywiście wątpliwości rodziców… Jednak lekarz przekonywał, że decyzja musi zapaść nim syn ukończy drugi rok życia – wtedy bowiem miała zamykać się „luka tożsamości płciowej”, sprawiając, że „tranzycja” nie będzie możliwa. Zaufanie renomowanemu specjaliście ostatecznie przeważyło nad niepewnością. Tak dla poddanego operacji chłopca zaczął się ciąg lat pełnych cierpienia.
Życiowa tragedia – naukowy „sukces”
Zgodnie z zaleceniami Moneya od tamtego czasu Bruce’a, przezwanego teraz Brendą, wychowywano w przekonaniu, że przyszedł na świat jako dziewczynka. O prawdziwym przebiegu wydarzeń nie wiedziało żadne z rodzeństwa. Okaleczonego chłopca rodzice ubierali więc w damskie stroje, dawali typowo dziewczęce zabawki. O „poprawie” jego stanu nie było jednak mowy. Od małego wprzęgniętego w żeńską rzeczywistość Bruca widać było problemy emocjonalne i impulsywność skierowaną przeciwko narzuconej tożsamości.
Szczególnie wyraźnie dały one o sobie znać, gdy dzieci zaczęły chodzić do szkoły. Wychowywany jako dziewczyna chłopiec przejawiał… typowo męskie zachowania. Miał problemy z nadmierną agresją i skłonnością do dominacji. Odmawiał propozycjom nakładania mu makijażu przez matkę i darł zakładane damskie ubrania.
Z tych powodów Bruce nie mógł odnaleźć się wśród rówieśników. Do problemów wychowawczych dochodziła również lękowość dziecka – w rozmowach z psychologiem szkolnym rzekoma młoda „Brenda”… wyrażała przekonanie, że ktoś manipulował przy jej narządach płciowych.
Tymczasem dr Money nie zamierzał dzielić się porażką… Przeciwnie – w omówieniach swojego eksperymentu, a także w wydanej na jego podstawie książce „Mężczyzna i kobieta, chłopiec i dziewczynka”, przedstawiał operację jako zdecydowany sukces. W treści prac naukowych psycholog przekonywał, że Bruce z pełnym powodzeniem wpasował się w rolę „Brendy”, m.in z lubością sięgając pod damskie zabawki. Słowem – wbrew faktom i z pominięciem kluczowych informacji głosił sukces swojego przedsięwzięcia…
…A najgorsze, że opinia publiczna powszechnie dała mu wiarę. Już w 1973 roku książka psychologa, napisana wspólnie z inną znaną badaczką seksualności, Anke Erhardt, okrzyknięta została przez „New York Times” pracą przełomową. Powszechnie mówiono, że dwojgu autorów udało się rozstrzygnąć spór o to, co determinuje ludzką płciowość – wskazując niezbicie, że to kwestia społecznych oddziaływań.
Hołubiony szarlatan
To zmanipulowane przedstawienie wyników ugruntowało autorytet badacza, prowadząc do przyjęcia wielu jego tez przez środowisko naukowe. Money miał również m.in. niemały udział w propagowaniu pojęcia „orientacji seksualnej”. W tym samym czasie, gdy świat składał psychologowi honory, ten poddawał bliźnięta regularnemu terrorowi psychicznemu.
Raz do roku rodzeństwo odbywało z lekarzem spotkania „w celach naukowych”. Obserwacja różnic w zachowaniu bliźniąt miała bowiem kluczowe znaczenie dla rozwoju Money’owskich koncepcji. W trakcie wizyt badacz zmuszał dzieci do odgrywania między sobą stosunku seksualnego, przyjmowania pozycji odpowiadających współżyciu – w razie odmowy poddawał psychicznej presji. Podczas sesji genderysta wyświetlał także rodzeństwu pornografię, w tym dziecięcą, obserwując ich zachowanie i reakcje. Wypytywał zaledwie 6-cio letnie dzieci o preferencje i pragnienia seksualne.
Po latach szokującego traktowania dzieci odmówiły dalszego kontaktu z psychologiem. Punktem kulminacyjnym, który zdecydował o rozejściu się dróg braci Reimer i naukowca, był zamiar poddania Bruca kolejnej chirurgicznej ingerencji w genitalia, w celu ich dostosowania do rozwoju organizmu. Jednocześnie badacz zalecił podawanie mu od czasu skończenia jedenastego roku życia damskich hormonów płciowych.
Mimo wstępnego oporu, pod wpływem perswazji rodziców Bruce zgodził się przyjmować estrogen. Na samą myśl o operacji reagował jednak panicznie. Podczas jednej z sesji młody chłopiec zagroził samobójstwem w razie dalszego nalegania. Od tamtego czasu na dobre przerwano drastyczny kontakt braci z szarlatanem.
Wraz z przerwaniem współpracy wiara rodziców Bruca w przedsięwzięcie ich i Moneya zaczęła słabnąć. Pozwolili więc chłopcu na większą swobodę zachowania. Szybko okazało się, że zaprzestał on damskiego stylu życia. Gdy bliźnięta skończyły 14. rok życia, ojciec odebrawszy Bruca ze szkoły zdradził mu prawdę w dłuższej rozmowie.
Prawda wychodzi na jaw
Od tamtego momentu nastolatek na dobre odrzucił narzuconą mu żeńską tożsamość. Zmienił również imię na David i poddał się chirurgicznej reorganizacji narządów płciowych, tak by nadano im kształt naśladujący męskie. Niestety – koszmar ofiary czołowego genderysty nie skończył się w tamtym momencie. Co nie zaskoczy nikogo, na trwałe zniszczona psychika Davida, czy też Bruca Reimera, nie doczekała się nigdy uzdrowienia. Przed 21. rokiem życia młodzieniec dwukrotnie próbował odebrać sobie życie. Jak wspominają rodzice – nie byli pewni, czy mają ratować swojego syna, z powodu ilości cierpienia, jakiego doświadczał.
Chwilowy epizod poprawy miał miejsce w latach 90., gdy mężczyzna zawarł cywilne małżeństwo, adoptując troje dzieci swojej żony. To właśnie wtedy prawda o eksperymencie ujrzała światło dzienne. Naukowy rywal Moneya, seksuolog Milton Diamond, skontaktował się z psychiatrą, który pracował przez pewien czas z Reimerem: dr. Sigmundsonem. Wspólnie nawiązali oni kontakt z mężczyzną poddanym eksperymentowi i jego rodziną.
W nagrywanych rozmowach David Reimer opowiedział, o tym, co naprawdę go spotkało. Wraz z materiałami zebranymi od innych członków rodziny jego relacje stały się podstawą poprawionej publikacji podsumowującej przedsięwzięcie Moneya. Ujrzała ona światło dzienne w 1997 roku i obnażyła manipulacje genderysty. Przede wszystkim jednak poddała w poważną wątpliwość wyobrażenie płynności płci. Promotor seksualnej rewolucji dalej bronił przy tym swojego „dorobku” – krytykę własnych koncepcji utożsamiając ze „skrajną prawicą” i twierdząc, że uwagi pod jego adresem są niezasadne…
Dla Davida Reimera tymczasem epizod poprawy okazał się chwilowy. Po tym, jak jego brat zginął po przedawkowaniu antydpresatnów, a żona zdecydowała się odejść, mężczyzna targnął się na swoje życie. Tym razem skutecznie. Miał 38 lat.
Tu kłamstwo ma „długie nogi”
Ta wstrząsająca historia powinna być dla zwolenników „tranzycji” i wizji „płynnej płci” powodem otrzeźwienia. Niestety została zignorowana. Dziś tymczasem, tak, jak w wypadku rodziców Reimera, masy zmanipulowanych młodych szukają pomocy u tęczowych szarlatanów.
A to kończy się tragicznie. Świadczy o tym chociażby mnożąca się ilość pozwów pod adresem klinik oferujących chirurgiczną zmianę płci. To świadectwa nieodwracalnej krzywdy, jaką ponieśli pacjenci. Obiecywano im poprawę stanu zdrowia psychicznego: otrzymali za to destrukcję narządów płciowych i wyjątkowo uciążliwe efekty uboczne. Nieodwracalne.
Mimo różnicy wieku przypadki zmian płci u nastolatków przypominają tragedię Reimera. Nawet jeśli „dzieciaki-trans” sądzą, że podejmują swobodną decyzję, w rzeczywistości padają ofiarą manipulacji. Współczesnej nauce doskonale znany jest fakt, że osoby w wieku dojrzewania często kontestują własną tożsamość, również seksualną, jedynie chwilowo. To przejaw nastoletniego buntu, skutek poważnych zmian w mózgu, jakie mają w tym czasie miejsce. Obejmują one m.in. skłonność do ryzyka i zmniejszoną zdolność do kontroli zachowań…
Społeczeństwo zdaje sobie z tego sprawę, dlatego wiek dojrzewania jest ostatnim etapem, w którym młodzi wciąż pozostają pod opieką rodziców i objęci są prawnymi restrykcjami. Genderyści tymczasem wmawiają nam, że młodzież powinna w tym czasie pod wpływem emocjonalnych przesłanek decydować o okaleczeniu własnego ciała i upośledzeniu organizmu na całe życie… A aktywiści zamierzają bronić tych „praw”.
Tymczasem młodzież potrzebuje obrony właśnie przed tęczowymi manipulatorami. Bezpieczeństwo nastolatków to gwarancja, że nie będą oni padać łupem ideologów, którzy bez odpowiedniej wiedzy, procedur bezpieczeństwa, czy krztyny obiektywizmu oferują im trwałe uszkodzenie ciała i psychiki. Aby postawić tamę tym działaniom, mnożącym krzywdy podobne do tych Davida Reimera, nieodzowne jest uszczelnienie polskiego porządku prawnego.
Kto zagraża „dzieciakom”?
Propozycję wprowadzenia regulacji w tym duchu przedstawił w lipcu 2023 Instytut Ordo Iuris. Projekt przedłożony przez tę organizację zakłada karalność przeprowadzania tzw. tranzycji w wypadku małoletnich, ubezwłasnowolnionych i cierpiących na zaburzenia psychiczne uniemożliwiające świadome wyrażenie zgody. Autorzy propozycji wskazują również na konieczność uchwalenia zakazu podawania tym osobom środków modyfikujących aktywność hormonów płciowych.
Obostrzenia mają nie dotyczyć pacjentów, u których stwierdzono wrodzoną wadę rozwojową narządów płciowych lub inne zaburzenia rozwoju płci. – Coraz lepiej rozumiemy, że młody człowiek poddany presji kulturowej, presji mody, któremu przecież odmawiamy możliwości palenia papierosów, zakupu alkoholu, nie może wyrazić świadomej zgody na to, aby przejść nieodwracalne zmiany fizyczne polegające na pozbawieniu go zdolności płodzenia – komentował kształt propozycji przewodniczący organizacji, mecenas Jerzy Kwaśniewski
Wdrożenie odpowiednich regulacji, jakie uniemożliwią krzywdzące praktyki, to krok konieczny – biorąc pod uwagę również wychowawczą funkcję prawa. Uszczelnienie przepisów to jednak jedynie początek pilnych działań. Osoby na trwałe niszczące własne zdrowie w wyniku tranzycji to w końcu zaledwie „czubek góry lodowej” ofiar genderyzmu.
Poza nimi mnóstwo ludzi traci – uwiedzionych przez tęczową agitację – życiową szansę na zbudowanie stabilnych relacji rodzinnych, posiadanie potomstwa i wpada w niebezpieczny tryb życia. Choć na zachodzie LGB zdążyło się już znormalizować, a jedynie transseksualizm pozostaje kontrowersyjny, na podobny błąd nie powinniśmy pozwolić sobie w Polsce.
W rzeczywistości bowiem genderyzm i promocja homoseksualizmu to element tej samej tendencji – zanegowania prokreacyjnego sensu ludzkiej seksualności. Trend ten w każdej postaci kończy się erozją więzów rodzinnych – i wymaga całkowitego odwrócenia w sferze umysłów i kultury.
Filip Adamus